Sprzątanie Wielkopolskiego Parku Narodowego
Niedzielny poranek przywitał mnie piękną pogodą i nieomal bezchmurnym niebem. Spakowałem wodę, banany, kanapki i kiełbasę na ognisko i ruszyłem w stronę Lubonia. Tym razem nie była to wycieczka ani trening. Wraz z ekipą Forest Run i Zgrupka Luboń postanowiliśmy posprzątać Wielkopolski Park Narodowy (WPN). Jest to niezwykłe miejsce, które skrywa w swym pięknie niezliczoną ilość walorów przyrodniczych – często rzadkich gatunków roślin i zwierząt. Jest to także miejsce spotkań, treningów rowerowych czy biegowych, miejscem, w którym przenosimy się do innego wymiaru – pięknego i zarazem magicznego świata, w którym natura gra pierwsze skrzypce.
By móc cieszyć się tym przepięknym i urokliwym miejscem musimy zadbać o jego czystość. I właśnie dzisiejsza akcja była poświęcona sprzątaniu śmieci pozostawionych przez innych ludzi. Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem czym kierują się ludzie, którzy wyrzucają w lesie plastikową butelkę czy opakowanie po słodyczach. Może to kwestia wychowania, środowiska, złych wzorców w dzieciństwie. Tak czy inaczej jest to coś, z czym się nie zgadzam i myślę, że wielu z nas podobnie myśli.
Czyż nie pięknie jest spacerować po lesie, w którym poza piękną naturą, zapachami, kolorami nie ma nic, co by zakłóciło to proste, ale jakże niezwykłe zjawisko.
Dość szybko dojechałem na miejsce spotkania, nikogo jeszcze nie było – postanowiłem posiedzieć przez chwilę nad Wartą wpatrując się w obłoki, które odbijały się w bezszelestnie płynącym nurcie.
Po krótkiej, ale jakże pięknej chwili wróciłem na miejsce spotkania gdzie czekali już Anita i Grzegorz – więc było nas już troje. Wspólnie wyczekiwaliśmy na ekipę, która lada moment miała nadjechać od strony Poznania. Po jakimś czasie nadjechała wesoła grupka rowerzystów i po chwili ruszyliśmy już wspólnie w kierunku WPN. Reszta ekipy miała dojechać bezpośrednio na Osową Górę.
Po drodze dzieliliśmy się na mniejsze lub większe grupy, otrzymaliśmy rękawiczki, worki na śmieci i ruszaliśmy w las ogarniać ze śmieci wyznaczone sektory. Ja dobrałem się z Marysią – po otrzymaniu sprzętu odbiliśmy w las. Od Grzegorza dostaliśmy także Grześki – słodyczy nigdy dość 🙂
Spokojnie posuwaliśmy się po gęstym dywanie z liści wypatrując śmieci.
Pogoda wymarzona do takiej pracy – słońce przelatując pomiędzy drzewami rzucało na ziemię przepiękne cienie.
Tak jak śmieci nasze buty także tonęły w liściach.
Urok tego miejsca na każdym kroku mnie zachwyca.
Biegaliśmy po górkach w poszukiwaniu nieczystości.
Dookoła panowała cisza, słychać było tylko szelest liści.
Nad głowami mieniły się niczym rozpalone ogniki unoszące się ku niebu liście.
Początkowo sporadycznie znajdowaliśmy pojedyncze papierki, nie wiedzieć czemu pozostawiony w lesie styropian i kilka plastikowych butelek. Z czasem nasze worki zaczęły się wypełniać i stawać coraz cięższe. Gdy dotarliśmy do drogi, tzw. Grajzerówki ilość śmieci znacznie wzrosła. Znaleźliśmy tu szczególnie dużo szklanych butelek. W między czasie zobaczyłem, że z tylnego koła schodzi mi powietrze. Wyjątkowo byłem dzisiaj bez dętki, Marysia miała, ale niestety z niepasującym wentylem, także co jakieś 10, 15 min zatrzymywałem się, by dopompować i jechać dalej.
Gdy dojechaliśmy w okolice Jeziora Góreckiego jechaliśmy już z pełnymi worami. W tak piękną niedzielę przechadzało się tu sporo ludzi, ale nawet nie potrzebowaliśmy dzwonka, z oddali było słychać dźwięczące butelki. Niektórzy dziwnie na nas patrzyli, ale nieważne jak to wyglądało – robiliśmy dobrą robotę.
Tutaj już nie było śmieci, gdyż inna ekipa ogarnęła ten sektor. Spóźnieni powolnym tempem wlekliśmy się pod górkę w stronę docelowego miejsca – czyli Osowej Góry.
Po drodze minęliśmy urokliwe Jeziorko Kociołek.
Czekały nas jeszcze tylko dwa niewielkie podjazdy i w końcu dotarliśmy – głodni, ale szczęśliwi. Marek pomógł mi z kołem i wypełniliśmy je specjalnym mleczkiem – co okazało się bardzo skuteczne.
Pozostała część ekipy smażyła już kiełbaski przy ognisku – po chwili do nich dołączyliśmy i w przyjemnym towarzystwie zajadaliśmy kiełbaskę z ogniska, popijając gorącą herbatą.
Przy ognisku towarzyszyły nam wspaniałe psiaki, które jak ludzie piły wodę z kubeczka 🙂
Siedząc przy ognisku spojrzałem w górę – odrzutowiec bezszelestnie przecinał akurat błękit nieba.
Jak mogliście zobaczyć na zdjęciach – miejsce to zachwyca pod każdym względem. Następnym razem, gdy będziesz w tym miejscu, pomyśl zanim wyrzucisz w krzaki papierek czy butelkę. Pomyśl o tych, dla których to miejsce jest domem – roślinach i zwierzętach.
Las to świat, którzy jest ostoją dla niezliczonej ilości roślin i zwierząt – niech to będzie czysty las.
Po pięknym i pracowitym dniu udało się nam wspólnie zebrać około 50 worków śmieci – to był bardzo udany dzień.
Wracając w ciemnościach spotkaliśmy ekipę, która wyjechała wcześniej – tym razem ktoś inny złapał gumę – ale opanowali sytuację 🙂
Dziękuję wszystkim za fajny dzień i cieszę się, że mogłem pomóc.