Wycieczka na Dziewiczą Górę

W sobotni poranek wybrałem się na wycieczkę zorganizowaną przez 2B Active Fitness w Swarzędzu. Z uwagi na to, że spotkanie było przed klubem miałem dobą rozgrzewkę – 24km. W pięknym klimacie dojechałem do Swarzędza.
Oczywiście przyjechałem jak to zwykle ze mną bywa za wcześnie i jeszcze długo nikogo nie było. Gdy pojawiła się pierwsza osoba kolejne już po chwili zaczynały się zjeżdżać. Jeśli dobrze naliczyłem, to zebrało się 17 osób. Była to bardzo zróżnicowana mieszkanka ludzi, ale właśnie to w rowerze jest fajne – nie musisz być wyczynowym kolarzem, by kochać kręcić na dwóch kółkach niezależnie od tego czy jest to szosa, czy gdzieś w terenie. Głównym celem wycieczki była Dziewicza Góra i jej piękne okolice. Poza Kasią, jednym z instruktorów w klubie, nie znałem nikogo, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Na początek pamiątkowe zdjęcie.
Jeszcze nie ruszyliśmy, a już mała awaria, na szczęście to tylko pana, a pompek i dętek nie brakowało. Problem został szybko rozwiązany i mogliśmy ruszać w drogę.
Wszyscy zwarci i gotowi wystartowaliśmy w kierunku Dziewiczej Góry.
Większość trasy przebiegała pośród pól i zabarwionych przez jesień przydrożnych drzew. Tempo było zróżnicowane, ale nikogo nie zostawialiśmy samego w tyle, w końcu to nie zawody.
Z każdym kilometrem robiło się coraz cieplej, wszyscy rozgrzani pozbywali się bluz i długich spodni. Jednym słowem pogoda idealna. Na Dziewiczą Górę wjeżdżaliśmy długim, kamienistym podjazdem, tym samym, na którym trenowałem z Kasią przed wjazdem na Śnieżkę. Oczywiście od tamtego czasu forma dość znacznie spadła, ale wola walki na szczęście pozostała, więc się nie poddawałem na uciekających spod kół kamieniach. Część ekipy bardzo szybko wjechała, część prowadziła lub wolniej jechała, ale wszyscy spotkaliśmy się na szczycie.
Po małej przerwie kto chciał robił kolejną rundę, pozostali odpoczywali delektując się urokami jesieni. Na początek szybki zjazd, by po chwili zasuwać pod górkę, po objechaniu góry ponownie zmagaliśmy się z kamienistym podjazdem. Następnie ruszyliśmy w kierunku „Kilera” – zjazdu, którego nazwa jest bardzo trafna. I tu niestety jeden z naszych kolegów jadąc dość szybko niefortunnie wylądował na drzewie. Tak nieszczęśliwie, że uszkodził sobie obojczyk. Nie wiadomo czy złamany czy tylko wybita kość, ale na pewno na jakiś czas będzie musiał odpuścić sobie rower. Na szczęście to koniec sezonu, więc nie straci za bardzo startów w maratonach MTB. Mimo bólu zdecydowanie bardziej interesował go stan własnego roweru, niż własne zdrowie, to się nazywa prawdziwy kolarz.
Szybko unieruchomiliśmy mu rękę korzystając z nogawek i dętki, jeden z kolegów okazał się fachowcem od pierwszej pomocy i ratownictwa, wiec chłopak był w dobrych rękach. Sprowadziliśmy go na parking oczekując na karetkę.
Całe szczęście, że to tylko obojczyk bo mogło się to dużo gorzej skończyć. Z oczywistych względów wycieczka się trochę posypała. Jednak gdy karetka zabrała rannego ruszyliśmy w stronę Swarzędza, tym razem inną drogą, by jeszcze trochę dzisiaj pokręcić.
Kilka osób z ekipy odłączyło się na trasie i udali się w kierunku swoich domów. Ja jechałem dalej do samego końca i tak musiałem kierować się do Poznania. Dojechaliśmy pod klub, by po chwili już tylko w trójkę kierować się na Maltę.
Nie licząc tego przykrego incydentu wycieczka była świetna.
A Ty Adam wracaj szybko do zdrowia, mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy i razem pokręcimy.
Dzięki wszystkim za fajne kręcenie.