Wielkanoc w namiocie

W chwili, gdy już wiedzieliśmy, że tegoroczne Święta Wielkanocne spędzamy u teściowej w Dolinie Baryczy w głowie, zaświtała mi myśl, że może by tak rozbić w ogrodzie namiot.

Myśl ta momentalnie przerodziła się w plan, który postanowiłem zrealizować. Co prawda miałem świadomość, że noce są jeszcze chłodne, a mój sprzęt jest przeznaczony na letnie biwakowanie, ale mimo wszystko postanowiłem to sprawdzić na sobie.

Wielka Sobota

Z samego rana oczywiście odbyło się tradycyjne poszukiwanie przez Maję koszyczka zostawionego przez zajączka gdzieś w ogrodzie. Zając za bardzo się nie postarał i dość szybko koszyczek został odnaleziony. Po drugim już śniadaniu ruszyłem na spacer – zapowiadał się cudowny dzień.

Już po kilkuset metrach znalazłem się w pięknym świecie polnych ścieżek poprzecinanych niewielkimi rzeczkami. Szedłem sobie bez pośpiechu, delektując się otaczającą mnie przyrodą. Po drodze minąłem kilka urokliwych mostków i dotarłem do niewielkiego, ale urokliwego lasu. Długo nie trwało, bo już na jego skraju dostrzegłem leżące na ziemi brzózki, z których wyciąłem skrawki kory, która jest świetną naturalną rozpałką.

Gdy w drodze powrotnej spojrzałem na zegarek, okazało się, że jestem już 2 godziny w terenie. Ale nie ma się co dziwić, w takich okolicznościach przyrody czas się zatrzymuje (i w sumie dobrze). Niech trwa jak najdłużej, bo to cudowne chwile. Po powrocie do domu od razu poszliśmy z Mają buszować w ogrodzie. W nocy padało więc wszystko w lesie, było mokre. Jednak z przyniesioną korą nie miałem za dużo roboty, w chwilę oskrobałem wewnętrzną mokrą warstwę i mogłem rozpalać ogień, żeby zagrzać wodę na małe co nieco.

W czasie, gdy woda się grzała, Maja przygotowywała też coś dobrego dla mnie. Na pieńku rozłożyła piękny obrus i po chwili powiedziała, że zaprasza mnie do restauracji. Oczywiście było sporo regionalnych potraw z dużą ilością zieleniny zebranej w ogrodzie. Ja nie przygotowałem takich pyszności jak Maja, ale bardzo jej smakował kisielek.

Po pysznym jedzonku rozłożyliśmy z Mają namiot, właściwie tylko troszkę jej pomogłem. I już po chwili w pięknie zielonym ogrodzie stało moje niebieskie iglo.

Wielkanoc

Po pięknym dniu nadeszła noc. W okolicach godziny 22 powiedziałem wszystkim dobranoc i udałem się do namiotu. Miałem uszykowaną książkę, ale po spędzonym nieomal całym dniu na powietrzu, miałem ochotę wślizgnąć się do śpiwora i zasnąć.

Po chwili leżałem już wygodnie w śpiworze, pod nim miałem cienką karimatę i niezbyt grubą matę samopompującą. Początkowo wydawało mi się, że jest bardzo ciepło. Jednak po jakiś 30 min poczułem, że ciągnie w tyłek. Długo się nie zastanawiałem i wyciągnąłem z apteczki folię NRC, owinąłem nią karimatę i od razu komfort termiczny +5.

Dość długo nie mogłem zasnąć z uwagi na ujadające w okolicy psy i inne odgłosy dobiegające z ulicy. Wiadomo, że to nie to samo co spanie gdzieś w lesie, z dala od ludzi, ale i tak jest to fajna namiastka biwakowania blisko natury. Nie wiem dokładnie, o której godzinie, ale w końcu zasnąłem. W nocy kilka razy przebudzałem się, zaczynało padać, a wiadomo, że będąc w namiocie dość intensywnie słychać spadające na namiot krople deszczu.

Przebudziłem się przed 6 i jeszcze trochę padało, więc stwierdziłem, że jeszcze chwilę poczekam, zanim wyjdę zagotować wodę. Na śniadanko wjechała kaszka z dużą ilością granoli i świeżego banana, a do picia herbatka malinowa.

Po zjedzonym pierwszym śniadaniu przybiegła do mnie Maja, by się przytulić i poszliśmy razem do domu, by zjeść świąteczne śniadanie.

To były cudowne Święta.