Grand Prix Dziewiczej Góry w biegach górskich – etap VI
W końcu nadszedł ten dzień – ostatni etap w całym cyklu Grand Prix Dziewiczej Góry w biegach górskich. Po dojechaniu na miejsce idę odebrać numer startowy i powoli trzeba się rozgrzać. Pogoda jest idealna – jest chłodno, ale też świeci piękne słońce.
Z minuty na minutę czuję coraz większy stres przed startem. Nie wiem czy to kwestia tego, że to już ostatni starty w tym cyklu. Po rozgrzewce miejsce startu zaczyna wypełniać się kolorowymi ludźmi. Uwielbiam tą energię tuż przed startem, która unosi się dookoła.
Ostatnie sekundy do startu, serce bije coraz szybciej – ruszamy.
Na początku jak zwykle biegnę spokojnie, by wpaść w rytm. Ale już na pierwszym podbiegu przyspieszam mijając znajome już twarze. Pierwsza pętla minęła mi bardzo szybko, chociaż przede mną najcięższy podbieg. Duże zmęczenie sprawia, że na chwilę przechodzę do marszu.
Jeszcze tylko killer i prosta do meny. Zbiegam dość sprawnie, jednak brakuje trochę pary, by pędzić na maksa do mety. Ale na ostatniej prostej jak zwykle rura.
I melduję się na mecie jakże pięknego biegu z czasem: 00:28:53, co daje mi 49 miejsce. W klasyfikacji generalnej całego cyklu ląduję na 30 miejscu ze 160.
To był dla mnie pierwszy sezon, w którym tu się pojawiłem. Jestem pod ogromnym wrażeniem trasy i organizacji. Przez te kilka miesięcy podczas startów towarzyszyła mi niezwykła natura. Miło było obserwować jak wraz z kolejnymi etapami przechodzi ona metamorfozę. Niby to całkowicie normalne, że zmieniają się pory roku. Ale nigdy wcześniej nie startowałem w cyklu trwającym pół roku. Szkoda tylko, że nie udało mi się wystartować w pierwszym etapie.
Jak widać ułożyłem sobie podczas tych biegów przepiękne puzzle. Ale tak naprawdę to organizatorzy zadbali o to, by medale tworzyły piękną historię tego miejsca.
Jestem bardzo zadowolony, że trafiłem w to właśnie miejsce.
Dzięki jeszcze raz za super imprezę i mam nadzieję, że do zobaczenia w przyszłym roku.