Noworoczna dobra energia

Uwielbiam ten moment, gdy ludzie jeszcze śpią albo nadal są w sylwestrowym transie, a ulice są kompletnie puste. Tymczasem ja kręcę przed siebie z uśmiechem, uważając tylko na leżące bezwiednie butelki. Po krótkiej chwili znikam gdzieś w leśnej ciszy. No może nie tak całkowitej ciszy – z oddali co jakiś czas dochodzą odgłosy niewypałów, albo to ci co przegapili północ, a że wydali sporo kasy na te świecące w powietrzu nic – chcą choć przez chwilę się tym nacieszyć.
Jest 8 rano, w lesie równie pusto jak na miejskich ulicach. Za to sporo błota i niespodziewanie ciepło jak na Nowy Rok. W powietrzu unosi się intensywny zapach wszechobecnego mchu – prawdziwie leśny zapach.
Drzewa zamarły w bezruchu wpatrując się w zachmurzone niebo. Moje koło przecinają kolejne ścieżki mocno nasiąknięte wilgocią, ale chyba im mało. Z nieba właśnie zaczyna, kropla po kropli, sączyć się noworoczny deszcz.
Część ścieżek zagrodzona jest nadal powalonymi w zeszłym roku drzewami przez nawiedzające okolicę orkany.
Omijam je i pędzę dalej zatapiając koła w kolejnej kałuży.
Bardzo lubię ten czas – gdy jestem tylko ja i natura.