Bike Brothers

Po raz kolejny dzień przywitał nas piękną aurą, a wraz z nim zjawiła się u nas rodzinka – mama i brat. Brat przywiózł rower, więc długo nie trwało i byłem gotowy do drogi. Ruszyliśmy spokojnie kierując się w stronę Plewisk, chwila nieuwagi i znaleźliśmy się gdzieś na drodze serwisowej, która okazała się ślepym zaułkiem.
Ciesząc się z względnie pustych dróg zawróciliśmy i odbiliśmy w inną stronę oddalając się tym samym od miasta. Zostawiane w tyle zabudowania mijanych miejscowości zastępowane były przez przestrzenie o zielono-żółtych barwach.
Dawno nie jeździliśmy razem więc trochę nadrabialiśmy zaległości. Wiatr sprzyjał więc, czerwono-niebieski duet nabierał prędkości. Po jakiś 30 km odbiliśmy z głównej drogi i delektując się otaczającą nas przestrzenią i całkowicie pustą drogą kręciliśmy z wielkim uśmiechem.
Uwielbiam takie miejsca, gdzie można pędzić przed siebie w otoczeniu nieomal samej natury.
Moje dzisiejsze skarpetki dokładnie odzwierciedlają to co dzieje się w mojej głowie od 6 marca – dnia, w którym całe moje życie przeobraziło się w jeszcze piękniejszą bajkę.
Przystanęliśmy na chwilę, by wciągnąć banana, batona i nasłuchując odgłosów wiatru, które dobiegały z otaczających nas pól cieszyliśmy się chwilą. Chłodne powietrze poderwało nas do drogi z tej jakże przyjemnej relaksacji.
Zrobiliśmy nawrót kierując się pomału w stronę domu. Tym razem wiatr nie był już tak sprzyjający, ale nie narzekaliśmy – jechało się bardzo fajnie.
Drogi oblane dookoła rzepakowymi polami pięknie kontrastowały z zielenią przydrożnych traw.
Na koniec odbiliśmy jeszcze na chwilę do Holandii, by nacieszyć się polami tulipanów.
Majówka z bratem – bezcenna.