Górki w Bojanicach
Z samego rana pobiegałem trochę, dzień zapowiadał się piękny. Przyjechałem do Leszna z rowerem więc nie było odwrotu, a do tego taka pogoda, wręcz wymarzona. Niebo pokrywały tylko lekkie chmurki, które wolno przemierzały bezwietrzne niebo. Wraz z bratem wybraliśmy się na rowery, głównym naszym celem były Bojanice, a raczej górki, które tam się znajdują. Nigdy tam nie byłem, ale zawsze chciałem zobaczyć te podjazdy, które są uważane za najbardziej strome podjazdy asfaltowe w okolicach Leszna.
Pierwsza na trasie była Osieczna, do której z Leszna prowadzi 9km ścieżka rowerowa. Na chwilę zatrzymaliśmy się nad jeziorem Łoniewskim, które w dużej części pokryte było grubym lodem.
Po chwili wyjechaliśmy z Osiecznej i pędziliśmy pustą drogą, pośród pól, samochody jakby nie istniały, tylko my i nasze rowery:-)
Kilka kilometrów dalej przejechaliśmy przez wieś Świerczyna, znajduje się tutaj przetwórnia owocowo-warzywna, której produkty nie raz goszczą na naszym stole.
Zbliżając się do Bojanic przystanęliśmy przy stawie, który leży na terenie oznaczonym tabliczką „teren prywatny”, jednak nie było ogrodzenia więc podjechaliśmy tam na moment. Teren jest ogromny, znajduje się tam pole, staw, a przy stawie mała altanka i miejsce na ognisko, aż chciało się zostać na dłużej. Jednak ruszyliśmy dalej bo przed nami trochę kilometrów do przejechania.
Chwilę później byliśmy już w Bojanicach, jadąc dalej dotarliśmy do pierwszej górki, przed którą znak pokazuje 9% nachylenia. Jak się na nią patrzy to nic takiego. A więc ruszamy, zmieniamy przełożenie i naciskamy mocniej na pedały.
Trzeba było mocniej nacisnąć, ale trwało to bardzo krótko i już koniec górki. Spodziewałem się czegoś mocniejszego. Za chwile jednak przed nami dłuższy i bardziej stromy podjazd. Ale wcześniej czeka nas piękny zjazd:-)
Drugi podjazd za to wycisnął z nas więcej energii, ale zaliczyliśmy ją bez problemu. Mimo to, można było usłyszeć bicie serca 🙂 No ale chyba o to chodziło.
Jadąc dalej dostrzegłem kilka saren biegających po polu.
Przejechaliśmy dopiero 25km, a przed nami jeszcze co najmniej jeszcze raz taki dystans. Kawałek dalej odbiliśmy na Karchowo, by po ok. 10km wrócić do Świerczyny. W Świerczynie jednak odbiliśmy na Grodzisko, gdzie znajduje się również górka, ale już znacznie mniejsza, a poza tym wiele razy już tamtędy jechaliśmy.
Dalsza droga prowadzi nas przez Kąkolewo, Nową Wieś i ostatecznie wylądowaliśmy w Dąbczu. Znajduje się tu drewniany kościół pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej z 1667 r.
Jadąc ścieżką wzdłuż lasu udaliśmy się do domu z rumieńcami na twarzach:-)