Karkonosze na lekko

W tym roku planując wyprawę postanowiłem zrobić to trochę inaczej – pojechać w jedno miejsce, które byłoby naszą bazą wypadową, nie zabierać sakw czy namiotów – padło na Karkonosze. Wpatrując się w mapę mój wzrok samoistnie poszukiwał miejsca, które od dawna chodziło mi po głowie, a które z jakiś powodów wcześniej omijałem – mowa tu o Przełęczy Karkonoskiej. W końcu to klasyk podjazdów zarówno w tej okolicy, jak i w całej Polsce, często określany numerem 1. Zatoczyłem wzrokiem niewielkie koło wokół tego miejsca i trafiłem na miejscowość Przesieka, tuż obok Podgórzyna i bliskiej mi Sosnówki. Kuba w Przesiece ma już sprawdzoną miejscówkę więc decyzja zapadła.

Tym razem jedziemy w składzie – Dominik, Kuba i ja – najsilniejsi i najbardziej zmotywowani, by powalczyć w górach 🙂

Dominik, jak zawsze punktualnie, podjechał pod blok – pakujemy rzeczy i rower. Ruszamy – jest godzina 7. Deszczowy poranek, niebo wypełnione gęstą warstwą chmur, liczymy jednak, że po drodze choć trochę się przejaśni.

Dojeżdżamy do Leszna, gdzie czeka już na nas Kuba. Po zapakowaniu trzeciej maszyny na dach ruszamy ku nowej przygodzie.

dscf8639

Gdy z oddali zaczęły wyłaniać się zarysy gór od razu uśmiechy na twarzach podwoiły swą moc. Niebo znacznie się przejaśniło. Na miejsce dojechaliśmy ok. 13.

dscf8653

Szybko zanieśliśmy bagaże do pokoju, przygotowaliśmy rowery i nie czekając długo ruszyliśmy na rekonesans po okolicy. Gdy tylko wjechaliśmy do lasku od razu poczuliśmy to cudowne, orzeźwiające, górskie powietrze. Początkowo jechaliśmy żółtym szlakiem Drogą pod Reglami, by po 2km odbić na czarny, prowadzący do schroniska Petrovka. Momentalnie zmieniło się nachylenie i zaczęliśmy spokojnym tempem piąć się w górę.

dscf8656

Dzisiaj jednak nie zaliczamy dużych podjazdów, trzeba się trochę rozruszać. Byłem tak zaaferowany tym niełatwym podjazdem, że przegapiłem odbicie na Drogę na Dwa Mosty, chłopacy oczywiście jechali za mną na ślepo. Na szczęście nie trwało to długo i zorientowałem się, że coś jest nie tak, spojrzałem na mapę – nie odjechaliśmy daleko. Zjechaliśmy więc kawałek w dół i odbiliśmy wąską ścieżką w prawo.

dscf8659

Nachylenie drogi zdecydowanie się zmniejszyło jednak nadal jechaliśmy w stronę nieba – to jest w górach najpiękniejsze. Krótka przerwa na batona.

dscf8676

Mojej Mai nie mogłem zabrać ze sobą, więc w tym roku towarzyszy mi jej zając – prawda, że urokliwy?

dscf8675

Później był niezły zjazd – musieliśmy uważać na spore dziury. Na skrzyżowaniu z niebieskim szlakiem ostre hamowanie. Kilku nieźle skatowanych kolarzy prowadziło rowery w kierunku Przełęczy Karkonoskiej. My jutro będziemy walczyć z tym podjazdem – już nie mogę się doczekać.

Dzisiaj podjeżdżamy tylko kawałek i odbijamy w Drogę Sudecką. Po dojechaniu do cmentarza jeńców wojennych z obozu w Borowicach skręcamy w Drogę Chomontową, gdzie ponownie zaczynamy piąć się w górę.

dscf8680

Zbyt długo nie nacieszyliśmy się tym podjazdem – po chwili z chmur nad nami nieźle lunęło. Musieliśmy skrócić trasę i pierwszą drogą zjechać w dół.

dscf8686

Przemoczeni, ale bardzo zadowoleni z pierwszego dnia wróciliśmy do Przesieki.

dscf8691

Tutaj sucho – skoczyliśmy jeszcze do Podgórzyna, by zrobić zakupy w Biedronce. Z powrotem 7 km pod górkę – na koniec dnia mocniej depnąłem. Tak się rozpędziłem, że przegapiłem zjazd do naszego domku i pojechałem przed siebie. Chwilę później się zdzwoniliśmy, co nie było takie oczywiste – z zasięgiem różnie tu bywa.[hr2]Już wczoraj w drodze powrotnej z biedronki rozbolała mnie głowa, a że unikam jak tylko mogę wszelkiego rodzaju lekarstw postanowiłem to przeczekać. Nasilający się ból zaburzał spokojny sen, także o godzinie 1 byłem zmuszony wziąć tabletkę. Po jakimś czasie w końcu zasnąłem. Obudził mnie budzik o 6 nad ranem – niezbyt wyspany wyjrzałem przez okno. Słońca nie widać, skryło się za gęstym dywanem chmur. Miejmy nadzieję, że nie będzie powtórki z poprzedniego dnia.

Po wczorajszej jakże przyjemnej rozgrzewce przyszedł czas zmierzyć się z podjazdem, który od lat chodził mi po głowie – mam tu oczywiście na myśli Przełęcz Karkonoską (1198 m n.p.m.). Podjazd uznawany na numer 1 w Polsce i chyba jako jedyny polski podjazd, ujęty jest w międzynarodowym rankingu. Nasi gospodarze ostrzegli nas przed skutkami brawurowego zjazdu z przełęczy – podobno niejeden zjeżdżający zakończył swoją drogę w szpitalu. Wiadomo, że zabawa musi być, ale też i pokora – bez tego nie trudno w górach o wypadek, nie tylko na rowerze.

Z Dominikiem wsuwamy porządną porcję owsianki, Kuba natomiast pochłania ogromne ilości kanapek. Naładowani dobrą energią ruszamy w kierunku niebieskiego szlaku. Praktycznie od wyjazdu z naszej bazy zaczynamy wspinać się w górę – na razie jest to delikatne nachylenie, ale z każdą chwilą się nasila.

dscf8697

Po kilku kilometrach podjazdu dojeżdżamy do miejsca, gdzie wczoraj jechaliśmy. Jednak nie skręcamy w Drogę Sudecką tylko uderzamy na wprost. Prawdziwa zabawa dopiero przed nami – to tutaj zaczyna się kulminacyjny podjazd na przełęcz – 4 km, którego nachylenie dochodzi miejscami do 27% – będzie co robić. Właśnie mija nas spora grupa turystów, którzy także udają się w kierunku przełęczy. Ostatni moment na doładowanie się batonem i dajemy w górę.

dscf8703

Jestem nieźle podjarany, uwielbiam takie podjazdy – mocno depnąłem w korby i ruszyłem do przodu. Od razu redukcja, pierwszy kilometr daje się we znaki – ponad 15% nachylenia. Mimo tego podjazdu bardzo szybko dogoniłem grupkę turystów, którzy zdziwionym wzrokiem spoglądali na mijającego ich rowerzystę. Napisy na asfalcie informujące o dystansie jaki jeszcze pozostał do końca, jak i hasła bardzo motywowały do jeszcze większej pracy.

dscf8704

Mimo, że momentami było bardzo ciężko (5km/h) jechało mi się bardzo dobrze, nawet tętna nie miałem zbyt wysokiego. Może to dziwnie zabrzmi, ale były też odcinki, gdzie droga jakby się wypłaszczała – 10% nachylenia, co sprawiało, że można było nieco odpocząć przed kolejnym skokiem nachylenia. Ostatni kilometr bardzo trudny, ale ja i zając dojechaliśmy bez problemu. Radość z podjechania o własnych siłach ogromna. Czekając na chłopaków pokręciłem się po okolicy delektując się otaczającym krajobrazem.

Można tutaj wypożyczyć rower lub niezłą hulajnogę i zjechać jakieś 10 km do Špindlerův Mlýn po super jakości asfalcie. Po jakiś 14 minutach byliśmy już w komplecie. Kuba, który tak się zarzekał, że będzie całą drogę prowadził rower świetnie sobie poradził z tym podjazdem. Jednym słowem przełęcz zdobyta!

dscf8710

Zrobiliśmy sobie małą przerwę po czym udaliśmy się czerwonym szlakiem częściowo szutrową drogą i dalej dziurawym asfaltem w kierunku nieczynnego schroniska Petrova.

dscf8718

Oczywiście jak jest górka to zawsze muszę sobie mocniej depnąć – tak już po prostu mam.

dscf8722

Zając usadowił się na najlepszym punkcie widokowym i szczerzy te swoje zęby z radości 🙂

dscf8728

dscf8729

dscf8731

Gdy zjechaliśmy z powrotem na Przełęcz Karkonoską postanowiliśmy coś przekąsić. Dlatego nie zastanawiając się długo podjechaliśmy do Schroniska Odrodzenie. Ja jak to zwykle w górach bywa zamówiłem sobie pomidorówkę, oczywiście z makaronem.

dscf8735

W schronisku spotkaliśmy starszego kolarza, który jak po chwili się okazało niedługo kończy 69 lat. Patrząc na niego i jego formę – tylko pozazdrościć i życzyć sobie równie podobnej kondycji w tym wieku. Odwiedzając rodzinę w Jeleniej Górze dzień w dzień kursuje na szosówce na Przełęcz Karkonoską i do Schroniska Odrodzenie. Z Jeleniej Góry to kawał drogi i do tego większość jest pod górę. Dowiedzieliśmy się, że jako jedyny wjechał tutaj kilkadziesiąt razy dzień w dzień. Wielki szacun!

Najedzeni i wypoczęci jedziemy dalej, tym razem czeka nas niezła jazda, mówiąc wprost – 10 km zjazdu asfaltem w kierunku Špindlerův Mlýn. Kuba z Dominikiem ruszyli ostro do przodu, ja oczywiście musiałem porobić trochę fotek.

dscf8737

Asfalt wręcz idealny do szybkiej jazdy, można śmiało powiedzieć, że płynęliśmy po nim. Mimo, że zdecydowanie większą radość odczuwam z podjazdów – takie zjazdy też dają sporą dawkę endorfin. Po drodze mijamy dzieciaki pędzące w dół na hulajnogach. Osobiście chyba nie czułbym się bezpiecznie jadąc z taką prędkością na hulajnodze, nawet gdy mają specjalną konstrukcję.

Gdy minęliśmy kilka ciekawych zakrętów dojechaliśmy do skrzyżowania szlaków zielonego z niebieskim. Odbiliśmy w wąską dróżkę, również asfaltową – oznaczoną jako ścieżka rowerowa.

dscf8739

Niebieski szlak prowadził nas przez cały czas wzdłuż urokliwego potoku Bílé Labe (Biała Łaba) – lewy dopływ Łaby.

dscf8745

dscf8749

dscf8754

dscf8757

dscf8758

Po przejechaniu około 3 km w spacerowym tempie tą jakże urokliwą ścieżką docieramy do Schroniska U Bílého Labe.

dscf8761

Jak się po chwili okazuje, dalsza trasa jest zamknięta dla rowerów, ale nie tyle o zakaz wjazdu chodzi co jest to prawdziwie górski szlak, uniemożliwiający jakąkolwiek jazdę rowerem.

dscf8762

Mamy dwie opcje – pierwszą jest powrót asfaltem, którym tak szybko zjeżdżaliśmy na Przełęcz Karkonoską i dalej w kierunku Przesieki, albo podejmujemy nowe dla nas wyzwanie i bierzemy rowery na plecy. Jednogłośnie wybieramy opcję drugą – jakieś 4,5 km pod górę po niezłych kamlotach. Od samego początku szlak zapowiada się ciekawie.

dscf8764

dscf8767

Chwilami robi się płasko, ale to tylko krótkie odcinki.

dscf8776

Przepiękne widoki wynagradzają nam narastające z każdą chwilą zmęczenie.

dscf8777

dscf8786

dscf8790

Po 2 godzinach człapania z rowerami docieramy do kolejnego Schroniska Luční Bouda, które od jakiegoś czasu reklamuje się jako luksusowy hotel. Rzeczywiście są tu wysokiej klasy apartamenty. W 2012 roku właściciele stworzyli tu mini browar, a tym samym jest to najwyżej położony browar w Europie Środkowej.

dscf8792

Zatrzymujemy się tu na dłuższą chwilę, by trochę odpocząć i uzupełnić kalorie. Wszyscy zamawiamy strudel z jabłkami i bitą śmietaną – przepyszne.

Najedzeni i wypoczęci kierujemy się żółtym szlakiem w stronę schroniska Strzecha Akademicka. Po chwili jesteśmy już na niebieskim szlaku prowadzącym w górę na Śnieżkę. My udajemy się w przeciwnym kierunku zjeżdżając do Świątyni Wang. Od razu przypominają mi się zawody Uphill Race Śnieżka, podczas których wjeżdżałem na Śnieżkę po tej właśnie kamienistej drodze.

Tym razem czeka nas niezły zjazd. Mimo, że jest to bardzo zatłoczony szlak, to możemy sobie pozwolić na puszczenie klamek hamulcowych, które jednak cały czas mamy pod kontrolą. No to jazda – momentalnie nabieramy niezłej prędkości. Turyści ponownie dziwnie na nas spoglądają, ale nie ma się im co dziwić, tutaj raczej rzadko spotyka się rowerzystów. Chwilę później jesteśmy już na dole przy Świątyni Wang. Mamy trochę obolałe palce od ciągłego hamowania, ale ogólnie super się jechało.

Dalej jedziemy głównym asfaltem w stronę Sosnówki, by po jakimś czasie odbić w las i jadąc niebieskim szlakiem docieramy do Borowic, Podgórzyna. Jeszcze trochę pod górkę i jesteśmy w Przesiece.

To był bardzo męczący, ale jakże przyjemny dzień.[hr2]Kolejny dzień, godzina 6 rano – za oknem niebo zachmurzone, ale w górach tak szybko się to zmienia.

dscf8793

Na początek dnia podjeżdżamy pod górę do wodospadu Podgórnej. Jest to trzeci pod względem wysokości wodospad w polskiej części Karkonoszy.

dscf8795

Po pokonaniu technicznych odcinków szlaku jesteśmy na miejscu.

dscf8796

Cudownie orzeźwiające powietrze od rana – przyjemny chłodek bije od wody.

dscf8798

Chcąc zrobić zdjęcia zszedłem po kamieniach nad wodę i zaliczyłem niezłą wywrotkę – na szczęście skończyło się tylko na obiciu piszczela i zadrapaniach.

dscf8800

dscf8803

Po przyjemnie relaksującym poranku nad wodospadem wracamy z powrotem do Przesieki – tym razem jedziemy w dół. Dzisiaj udajemy się w kierunku Szklarskiej Poręby prowadzeni międzynarodowym szlakiem ER2.

dscf8805

dscf8808

Trasa w większości płaska z niewielkimi podjazdami.

dscf8811

W Szklarskiej robimy sobie krótką przerwę przy rowerze stojącym tuż obok hotelu.

dscf8812

Szybki przegląd mapy i okazuje się, że pojechaliśmy za daleko, cofamy się do miasta w poszukiwaniu odbicia na żółty szlak prowadzący do Schroniska Pod Łabskim Szczytem. Po przejechaniu kilku zatłoczonych ulic skręcamy na właściwy szlak. Początkowo przez jakieś 2 km jedziemy szutrową drogą o niewielkim nachyleniu. Patrząc na wczorajsze podjazdy to rekreacyjna jazda.

dscf8814

Jednak ta piękna droga szybko się kończy i znowu zaczynają się schody 🙂

dscf8815

dscf8816

Tym razem kamienisty odcinek nie był zbyt długi i sprawnie nam poszło. Niestety, gdy kamienie się skończyły i pojawiła się droga, po której można byłoby śmiało jechać pojawił się znak „Zakaz jazdy rowerem”. Co prawda tutaj nachylenie znacznie wzrosło, więc kawałek sobie podjechałem. Jakieś 100 m przed nami stała wielka terenówka zastawiająca nieomal całą szerokość szlaku. Jak się po chwili okazało był to jeden ze strażników KPN (Karkonoski Park Narodowy). Grzecznie nas zapytał czy wiemy, że tutaj jest zakaz jazdy rowerem? Oczywiście, że wiemy, dlatego prowadzimy nasze dwukołowce. Po czym poinformował nas byśmy uważali, bo na górze są kolejni, którzy z łatwością wystawią nam mandat w wysokości 500 zł. Po tym nabraliśmy trochę pokory i grzecznie prowadziliśmy rowery nieomal na sam szczyt.

W pewnym momencie nachylenie tak wzrosło, że ledwo mogłem wystartować rowerem, ale nie mogłem się powstrzymać. Po drodze przystanęliśmy na chwilę przy Kukułczych Skałach, by uzupełnić cukier. Stąd już do schroniska tylko kawałek.

dscf8818

dscf8819

Gdy dotarliśmy dziesiątki ludzi wylegiwało się na trawie wygrzewając w słońcu, które naprawdę nieźle grzało. My także położyliśmy się na chwilę – ale przyjemnie.

dscf8821

dscf8823

Oczywiście burczało nam już w brzuchach, więc udaliśmy się do środka, by coś zamówić – padło na pierogi i naleśniki. Najedzeni i wypoczęci ruszyliśmy dalej. Skoro się tu wdrapaliśmy to jakoś musimy z tej góry zejść, zatem po raz kolejny człapaliśmy się z rowerami po kamieniach.

dscf8830

Nie było łatwo, ale za to ciekawie – śmiałem się, że może powstanie nowa odmiana kolarstwa górskiego – Bike Walking 🙂

dscf8832

Po godzinie dotarliśmy do drogi Pod Reglami, która łączyła się z ER2 i tak wróciliśmy do Przesieki. Było dość wcześnie jednak zarówno słońce jak i oczywiście trasa dały nam dzisiaj nieźle w kość.[hr2]7:40 – kolejny piękny dzień przed nami. Dzisiaj postanowiliśmy nie pchać się wysoko w góry, gdzie nie wiadomo jakie na nas czekają niespodzianki i udaliśmy się czarnym szlakiem w kierunku Sosnówki.

dscf8834

dscf8836

dscf8837

W Sosnówce jadąc ulicą Karkonoską dojeżdżamy do drogi wojewódzkiej 366 – dobrze, że tylko 350 m. Odbijamy w lewo na Głębock, jednocześnie wpadamy na Główny Szlak Sudecki imienia Mieczysława Orłowicza (czerwony). Kiedyś z Anią szliśmy tym szlakiem z plecakami – polecam wszystkim.

Wjeżdżamy w wąską asfaltową ścieżkę, wokół rozciągają się pastwiska i lasy, a w oddali góry. Po chwili asfalt zmienia się w szutrową drogę przez cały czas prowadząc nas malowniczym czerwonym szlakiem. Po kilku kilometrach docieramy do kolejnej niezwykłej krainy, a mianowicie Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Z tego miejsca mam nie tylko rowerowe, ale także wspinaczkowe wspomnienia.

dscf8842

Już po chwili, gdy wjechaliśmy w las zaczął się niezły podjazd, można powiedzieć, że singiel track, ale pod górkę. Pewnie większość ludzi jeździ w przeciwnym kierunku. Mi za to bardzo odpowiada nasz kierunek jazdy. Chłopaki sobie odpuścili i prowadzą rowery, ja nie poddaję się i walczę do samego końca. Podjazd nie był zbyt długi, ale bardzo wymagający. Pod jego koniec mijam parkę idącą z plecakami. Na szczycie, gdy tylko złapałem oddech chwilę porozmawialiśmy. Od razu jak ich zobaczyłem pomyślałem, że robią cały szlak sudecki i się nie pomyliłem. Fajna sprawa, musimy jeszcze kiedyś z Anią to powtórzyć, a może jeszcze beskidzki.

Chwilę później dołączyli chłopacy, jadąc z górki jeszcze raz spotkaliśmy się z turystami. Docieramy do polany cały czas prowadzeni czerwonym szlakiem.

dscf8845

Dalej mijamy pięknie położony staw w Bukowcu.

dscf8847

Po kilku kilometrach zaczyna się asfalt biegnący przez Bukowiec. Przy kościele pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela skręcamy w drogę oznaczoną czerwonym szlakiem. Zaczynamy ponownie piąć się w górę. Momentami musimy nieźle się doszukiwać oznaczeń szlaku i przedzierać się przez niezłe chaszcze. Widać, że ten odcinek szlaku jest raczej mało uczęszczany.

dscf8850

Przepiękny las, przepiękny szlak i ten orzeźwiający zapach górskiego powietrza.

dscf8851

dscf8856

dscf8857

Po ponad 4 km podjeździe, momentami bardzo zarośniętym szlakiem, docieramy do drogi tuż przy Źródełku Jola. Skręcamy w prawo kierując się w stronę Kowar – tym razem jest delikatnie z górki. Mijamy tunel kolejowy i po 5 km skręcamy w ulicę Kowarską prowadzącą jak się można domyśleć na Przełęcz Kowarską. Droga z oczywistych względów zaczyna piąć się w górę. Na rozwidleniu szlaków nie jedziemy niebieskim na przełęcz, tylko kontynuujemy trasę zielonym.

dscf8862

Zjeżdżamy z asfaltu na polną drogę, początkowo wzdłuż pięknego pastwiska, by po chwili wjechać w las przez cały czas jadąc w górę.

dscf8863

dscf8864

Już na wstępie z suchej nawierzchni wpadamy w niezłe błotko, ale nie tracimy optymizmu – jest fajnie.

dscf8871

dscf8874

dscf8877

Po kilkuset metrach błota, odbijamy w żółty szlak pieszy wspinając się dalej piękną leśną szutrówką.

dscf8879

Po drodze zatrzymujemy się przy mostku, pod którym biegnie strumyk. Okazał się on idealnym miejscem, by przyjemnie się ochłodzić.

dscf8880

dscf8882

Po orzeźwiającej przerwie kontynuujemy żółtym szlakiem naszą jazdę.

dscf8886

dscf8888

Takie znaki to ja lubię – każdy tu znajdzie dla siebie własną przestrzeń.

dscf8890

dscf8893

Dwa kilometry dalej kolejne rozwidlenie szlaków – żółty prowadzi na Przełęcz Okraj, my jednak skręcamy ostro w czarny szlak pieszy i wracamy do Kowar – tym razem z górki. Po przejechaniu kolejnych dwóch kilometrów zmieniamy kolor szlaku na niebieski i droga zaczyna ponownie piąć się w górę.

W okolicach Kowar robimy sobie przerwę na przydrożnej ławce.

dscf8899

Po chwili odbijamy w zielony szlak.

dscf8900

Po wyjechaniu z lasku mijamy po prawej Western City i dojeżdżamy do Karpacza.

dscf8902

Musieliśmy zwolnić – żaby 🙂

dscf8903

W Karpaczu robimy sobie przerwę obiadową – Kuba z Dominikiem wciągają pizzę, ja oczywiście makaron. Doładowani węglami spokojnym tempem udajemy się do Przesieki. Deptak w Karpaczu znowu przypomniał mi zawody Uphill Race Śnieżka – właśnie tutaj był start. Teraz też przejedziemy cały Karpacz wspinając się pod górę. Po dojechaniu w okolice Świątyni Wang nastąpiło oberwanie chmury. Nawet nie ubieram kurtki, bo to bardzo przyjemny deszczyk.

Z Karpacza jedziemy w dół i ponownie odbijamy w niebieski szlak, tak jak drugiego dnia naszej wyprawy i docieramy do Borowic, a dalej przez Podgórzyn do Przesieki.

To był super dzień :)[hr2]Dzisiaj ostatni dzień naszej eskapady. Chłopaki wykończeni odpuszczają sobie dzisiaj jazdę – a tym samym zostaję na placu boju sam.

Od pierwszego dnia chodzi mi po głowie podjazd czarnym szlakiem od Jagniątkowa na Petrova Bouda, ten sam którym przez chwilę jechaliśmy w poniedziałek. Zostawiam w domu plecak, zabieram tylko kilka batonów, płyny i awaryjnie kurtkę. Po porządnym śniadaniu ruszam żółtym szlakiem o godzinie 7.

Po kilku kilometrach jazdy żółtym szlakiem, które były dla mnie rozgrzewką docieram do rozwidlenia szlaków. Skręcam w lewo w czarny szlak, którego nachylenie od samego początku pokazuje swoje oblicze. Przez pierwsze 2 km idzie całkiem nieźle mimo, że nachylenie jest całkiem spore.

dscf8905

Dalej jednak pojawiają się „schody” – dokładniej większe kamienie. Nie byłoby to taką dużą trudnością, gdyby nie fakt, że w nocy padało. Deszcz sprawił, że kamienie stały się bardzo śliskie. Technika jazdy pod górę wymaga przeniesienie środka ciężkości na przód, a tym samym tyłek przesuwamy na przód siodełka. Z uwagi na odciążenie tylnego koła zaczyna ślizgać się na mokrych kamieniach powodując wytrącanie równowagi. Momentami miałem problem, by ruszyć z miejsca – tak zarzucało mi tylne koło. Chwilami krążyły mi myśli, by sobie odpuścić i zjechać w dół to Przesieki. Ale zdecydowanie wola walki i radość z podjazdów była silniejsza.

W pewnym momencie koło poleciało na bok, a ja razem z nim – całym ciężarem upadłem w dziwnej pozycji na prawej stopie. Przez chwilę poczułem duży ból w okolicy kolana, a raczej ścięgien łączących czworogłowy z piszczelami. Podniosłem się, ochłonąłem i ruszyłem dalej.

dscf8910

Walcząc z kamieniami, niczym z wiatrakami byłem w pewnym momencie zmuszony do zmiany pozycji na kompletnie przeciwną, czyli obciążenie tyłkiem tylnego koła. Dzięki temu zacząłem przesuwać się coraz wyżej, jednak kosztem znacznie większej energii wkładanej w podjazd.

Energii szybko brakowało, więc co kilometr doładowywałem się batonem – płyny też szybko ubywały.

Gdy zobaczyłem rozwidlenie szlaków wiedziałem, że do końca jest już coraz bliżej.

dscf8912

W końcu dojechałem do miejsca, które nieomal się wypłaszczyło i z kamienistej ścieżki zmieniała się w trawiastą – od razu poczułem, że to musi być już końcówka.

dscf8915

I tak rzeczywiście było. Chwilę później stanąłem na kolejnym rozwidleniu szlaków tym razem czarnego i czerwonego (Główny Szlak Sudecki). Miejsce, w którym byliśmy kilka dni temu wjeżdżając na Przełęcz Karkonoską. Cieszyłem się jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę 🙂

dscf8918

dscf8919

Wjeżdżając z oczywistych względów było mi bardzo gorąco, moje mięśnie pracowały na najwyższych obrotach. Teraz, gdy ostygłem zrobiło mi się bardzo zimno, jednak kurtka się przydała. Po uzupełnieniu płynów wsiadłem na rower i zacząłem zjeżdżać w kierunku Przełęczy Karkonoskiej.

Po dwóch kilometrach jestem na miejscu, nieźle wieje. Nie zatrzymuję się i zaczynam zjazd z Przełęczy w kierunku Przesieki. Już po chwili wiedziałem, że nie ma co tu szaleć. Puszczenie klamek hamulcowych powodowało gwałtowny wzrost prędkości, a tu takie wielkie dziury, do których na pewno nie chciałbym wlecieć kołem. Na podjeździe za bardzo nie przeszkadzały, w tym przypadku jednak wjechanie w jedną z nich mogłoby się źle skończyć. Zatem omijałem je, kontrolując prędkość.

Po jakże szybkich 4 km zatrzymuję się na rozwidleniu, gdzie niebieski szlak łączy się z Drogą na dwa mosty, którą już zdążyliśmy poznać. Zdejmuję kurtkę – od tej adrenaliny zdążyłem się porządnie rozgrzać. W tym momencie od strony Przesieki nadjeżdża kilku kolaży szosowych – nieźle cisną w korby. Przystają czekając na pozostałą ekipę. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że to team z Poznania – ten świat jest naprawdę mały.

Chwilę później ruszam dalej, by po chwili spotkać kolejnego kolarza, tym razem prowadzącego rower. Na szosówkach robić te podjazdy to naprawdę trzeba mieć nogi. Gdy powiedziałem mu, że kawałek dalej czekają na niego znajomi zmotywował się i wsiadł na rower.

Po dojechaniu do Przesieki byłem bardzo zadowolony, fajnie, że jeszcze na koniec zdobyłem ten piękny podjazd, który jak się później okazało jest jednym z trudniejszych w Polsce jeśli chodzi o teren i zdecydowanie trudniejszy od podjazdu na Przełęcz Karkonoską.

Po krótkiej przerwie spakowałem się i ruszyliśmy w drogę powrotną.

To była naprawdę ekstra wyprawa.

Dzięki chłopaki 🙂