Pierwsza kąpiel tego lata

Po wielu miesiącach nieobecności postanowiłem wybrać się na jedno ze zgrupkowych spotkań – padło na wtorek, czyli tzw. joy. Mimo przetaczających się po niebie ciemnych chmur ruszyłem w kierunku Lubonia, gdzie znajduje się stałe miejsce spotkań – pod żabą. Oczywiście byłem za wcześnie, więc podjechałem sobie nad Wartę, później krążyłem w pobliżu sklepu. Po jakimś czasie podjechali ubrani na zielono Ojciec z synem. Nie znałem ich – pewnie po bułki przyjechali, krążyłem więc dalej. Chwilę później pojawiła się Nitka – ten uśmiech poznam z daleka 🙂 – witając się z nimi. Jednak nie po bułki tylko na joya – stali bywalcy Zgrupki – to mnie nigdy nie ma 🙂

Gdy cała ekipa ze Starołęki, z Marysią i Asią na czele podjechała, ruszyliśmy w stronę WPN. Początkowo jechaliśmy asfaltem, ale oczywistym jest, że najlepsza zabawa zaczyna się w terenie. Polną ścieżką, która okazała się dość piaszczysta dojechaliśmy do przejazdu kolejowego w Wirach. Tuż za nim zaczyna się WPN – przepiękne miejsce nie tylko na rowerowe wypady.

Jeden z kolegów pognał do przodu, ja spokojnie kręciłem na tyłach. Gdy tylko trochę zagłębiliśmy się w las poczułem ten niezwykły i jakże intensywny zapach lasu wymieszanego z orzeźwiającym deszczem, który kropla po kropli przelatywał pomiędzy zielonymi liśćmi. Od razu poczułem przypływ mocy i nacisnąłem mocno na korby nieźle rozpędzając mojego dwukołowca. Na moment odpłynąłem pędząc po błocie i po kamieniach – serce zaczęło mocniej bić. Zwolniłem, by zaczekać na pozostałych i złapać trochę oddechu – po czym ponownie przyspieszyłem na niewielkiej górce.

Nieomal prosta droga doprowadziła nas w okolice Jeziora Jaroslawieckiego. Deszcz cały czas sączył się z nieba – zatrzymaliśmy się pod daszkiem.

Przypadkiem miałem na sobie kąpielówki więc nie mogłem się powstrzymać – w końcu to pierwsza moja kąpiel tego lata. Nie było chętnych na kąpiel więc pojechałem sam, po chwili podjechała Marysia i Kuba. Nie należę do wielkich pływaków – raczej zaliczam się do ludzi, którzy lubią się przez chwilę potaplać w wodzie. Kąpiel więc nie trwała zbyt długo – byłem w szoku jaka ciepła woda.


fot. Marysia

Gdy wychodziłem deszcz ustał. Po kąpieli czułem się jeszcze lepiej – wróciłem do pozostałych czekających pod daszkiem.

Chwilę później ruszyliśmy w stronę Grajzerówki, a dalej wąską ścieżką w kierunku Puszczykowa. Tutaj mały postój na szybkie lody i do domu.

Jestem pod wielkim wrażeniem Bartka, najmłodszego w zgrupce, który ani na moment nie odstawał od reszty – wielki szaczun stary – tak trzymaj 🙂

Wielkie dzięki za miło spędzony wieczór.