Strumyk opodal ciszy

Tym razem zmieniamy trochę kierunek i udajemy się na południe, a dokładniej na południowy wschód – w Bieszczady. Jest to dla nas coś całkowicie nowego. Przestrzeń, której wcześniej nie mieliśmy okazji poznać i obcować z nią. Poza tym to góry, a w takim terenie jeszcze nie jeździliśmy. To będzie niezłe wyzwanie i możliwość doznawania wszechobecnego spokoju i piękna. Dodatkowo będzie to pierwszy porządny sprawdzian dla mojego dwukołowca, który do tej pory nie zaznał górskich ścieżek.

W Bieszczady jedziemy tylko we dwójkę – Sławek i ja. Zanim jednak tam dojedziemy, czeka nas bardzo długa podróż pociągiem. Jazda pociągiem w Polsce nie należy do największych przyjemności, jednak udając się na wakacje mamy zdecydowanie większą motywację co pozwala na dużo łatwiejsze uporanie się z długim przesiadywaniem w wagonach PKP. By dojechać na miejsce czeka nas 14 godzinna podróż, w tym 4 przesiadki.

Na stacji w Lesznie meldujemy się ok. 18, po chwili ładujemy się do pociągu z rowerami i ruszamy. Mimo długiej podróży praktycznie nie zasnąłem. To chyba od tych wszystkich emocji i myśli o tym co nas tam czeka. Za to Sławek spał zbierając siły na cały wyjazd.

Około godziny 1 w nocy siedząc bardzo wygodnie, zajadałem sobie bułeczkę.

img_0784

Po kilku przesiadkach o poranku następnego dnia pojawiamy się na stacji w Zagórzu. Jest to początek naszej, jakże niezwykłej podróży.

img_0797

Po rozprostowaniu kości i rozejrzeniu się w okolicy dworca wsiadamy na rowery i w drogę. Już po kilku minutach spotykamy na drodze miejscowego „kolarza”. Może nie miał wyczynowej kolarzówki, ale nie wyglądał na kogoś bez formy. Po krótkiej rozmowie dowiadujemy się, że właśnie robi sobie trening podczas, którego chce objechać znaczną ilość kilometrów po okolicznych wioskach tzw. Pętla Bieszczadzka.

img_0801

Chwilę później odbijamy z drogi w stronę ruin Klasztoru oo. Karmelitów Bosych w Zagórzu. Warownia z XVIII wieku położona na wzgórzu niedaleko rzeki Osławy wygląda imponująco, zresztą od zawsze interesowały mnie ruiny, zakamarki, lochy itp. Zawsze można się gdzieś wdrapać, by zobaczyć świat z innej perspektywy. Pogodę mamy idealną, chwile siedzimy sobie na trawie, robimy oczywiście trochę fotek i ruszamy dalej.

img_0811

img_0822

p8010004

p8010009

p8010012

p8010015

p8010026

Po nacieszeniu się tym pięknym miejscem wsiadamy na rowery. Kilkaset metrów dalej droga zaczyna piąć się w górę, zmieniamy przełożenie i zaczynamy mozolnie posuwać się do przodu. Mijamy kolejne zakręty, za którymi pojawiają się kolejne wzniesienia. Może to zabrzmieć dość dziwnie zwłaszcza, że pedałowanie pod górę jest bardzo męczące – otworzyło mi to oczy i sprawiło, że będzie to moja nowa droga – od razu się w tym zakochałem.

Droga prowadzi nas wzdłuż rzeczki Oławy, jest to jeden z głównych lewych dopływów Odry. Mijamy miejscowość Tarnawa Dolna kierując się do Komańczy. Przy drodze leżą powalone drzewa – musiała przejść tu niezła wichura.

p8010035

p8010037

Przyjemnie sobie kręcimy całkowicie pustą drogą w otoczeniu pięknie zielonych pól.

p8010039

Dobrą godzinę później dojeżdżamy do miejscowości Szczawne. Mijamy Cerkiew Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy. Cerkiew została zbudowana w 1889 przez cieślę Hojsana z Płonnej. Wzniesiona na kamiennej podmurówce (osłoniętej blachą), drewniana, orientowana, o konstrukcji zrębowej, oszalowana pionowymi deskami, trójdzielna (babiniec, nawa, prezbiterium), z niewielką kruchtą. Nad babińcem wieża o konstrukcji słupowej, zwieńczona baniastym hełmem. Dach blaszany, jednokalenicowy, dwuspadowy, z dwoma hełmami, pomalowany na jasnozielono. Wewnątrz cerkwi nadwieszony chór, ikonostas z oryginalnymi ikonami, na sufitach i ścianach polichromia figuralno-ornamentalna z 1925, mosiężny żyrandol na świece ofiarowany w 2004 przez duchownego z Alaski. (źródło: Wikipedia).

p8010072

Tuż za tablicą przecinamy Oławę, jednak nie jedziemy dalej, tylko schodzimy z mostka by się trochę ochłodzić. Popływać za bardzo się nie da, gdyż woda sięga trochę ponad kolana, ale jakże przyjemnie jest poleżeć w tej chłodnej wodzie.

p8010049

p8010055

p8010062

Po przyjemnym ochłodzeniu wsiadamy na rowery i jedziemy dalej. Droga prowadzi nas z górki, by po chwili znowu piąć się pod górkę i tak na zmianę, bardzo mi się to podoba. Po dojechaniu do Komańczy odbijamy w boczną drogę kierując się w stronę Klasztora.

p8010073

Droga okazuje się bardzo stroma, a do przejechania mamy kilkaset metrów. Redukcja biegów i dajemy. Mijając turystów słyszę coś w stylu „I tak nie da rady podjechać”. Od razu włączyła się odpowiednia lampka, która sprawiła, że nie poddałem się do samego końca i dojechałem bez prowadzenia pod sam Klasztor.
Klasztor ss. Nazaretanek ulokowany jest w dawnym drewnianym pensjonacie z lat 1929-1931, w części miejscowości zwanej Komańcza Letnisko. Pomiędzy rokiem 1955 i 1956 w klasztorze przebywał (internowany wówczas) prymas Stefan Wyszyński – ku pamięci przed klasztorem stoi jego pomnik.

p8010074

p8010076

Jadąc dalej dojeżdżamy do dworca PKP, który jest od lat nieczynny – nie wygląda zachęcająco.

p8010079

Jak widać miejscowi upodobali sobie to miejsce i miło spędzają czas przesiadując na nieuczęszczanych już torach kolejowych.

p8010081

Następnie udajemy się do miejsca gdzie Sławek spędzał dzieciństwo na obozach harcerskich. Miejsce to wygląda na opuszczone – chyba harcerze już tutaj nie zaglądają. Sławek opowiada mi jak to było kiedyś w tym miejscu.

img_0847

img_0848

Po krótkiej przerwie i przeniesieniu się na chwilę do przeszłości ruszamy dalej. Jadąc zielonym szlakiem pieszym po kilku kilometrach docieramy do Dołżycy i tutaj odbijamy w las by znaleźć fajne miejsce na pierwszy nocleg w Bieszczadach. Na skraju lasu opodal strumyka (Dołżyczka) trafiamy na idealne miejsce.

img_0864

img_0866

Namiot w tak pięknym miejscu jest jak marzenie 🙂 I tak minął nam pierwszy dzień tej cudownej wyprawy.[hr2]Obudziłem się dość wcześnie, wyszedłem z namiotu, by nie budzić Sławka i zrobiłem sobie spacer nad strumyk. Gdy wróciłem nadal spał, ale ze Sławkiem tak to już jest – niezły z niego śpioch. Piękny poranek w przepięknej scenerii – jak w bajce.

p8020094

p8020097

Poranna toaleta i pomału zbieramy się i ruszamy w drogę.

img_0872

Wczorajsze podjazdy były niczym w porównaniu do tego co czeka nas dzisiaj, ale bardzo nas to cieszy. Wracamy do Komańczy jadąc pięknie załatanym asfaltem.

img_0882

Przystajemy na chwilę przy Cerkwi Opieki Matki Bożej – wybudowana w 1802 jako parafialna cerkiew greckokatolicka, od 1963 pełniła funkcję cerkwi prawosławnej. W 1834 wzniesiono dzwonnicę bramną, a w 1836 odbudowano zakrystię. Cerkiew była wielokrotnie remontowana. Z dawnego wyposażenia do 2006 zachował się ikonostas z 1832. Cechą szczególną było usytuowanie zakrystii na przedłużeniu sanktuarium, na osi wzdłużnej cerkwi. 13 września 2006 cerkiew wraz z wyposażeniem spłonęła, strażakom udało się uratować jedynie zabytkową dzwonnicę. 14 września 2006 (następnego dnia po pożarze) prawosławny arcybiskup przemyski i nowosądecki Adam (Dubec) zapowiedział jej odbudowę w kształcie sprzed pożaru i 14 października 2008 celebrował w nowej cerkwi liturgię (cerkiew w stanie surowym bez okien i podłogi, bez ikonostasu i polichromii). (źródło: Wikipedia). Trochę się spóźniliśmy, ale zawsze można tutaj wrócić.

img_0884

Wyjeżdżamy z Komańczy kierując się znakami czerwonego szlaku. Asfaltową dróżką kierujemy się w stronę rzeki Osława. Przed nami dość stromy podjazd, który jednak po chwili szybko się skończył. Czerwony szlak odbija w lewo my jedziemy prosto drogą. Po jakimś czasie przecinamy czerwony szlak, którym jechaliśmy na samym początku od Komańczy i dojeżdżamy do Prełuk. Jest to niewielka osada nad Osławą z 1557 r. leżąca pomiędzy Rzepedzią, a Duszatynem, licząca obecnie 4 zabudowania. Po II Wojnie Światowej wieś została całkowicie zniszczona, a jej mieszkańców wysiedlono.

We wsi Prełuki mijamy charakterystyczne drewniane chaty.

img_0910

Słońce nieźle przygrzewa więc korzystając z okazji schładzamy się w rzece.

p8020105

p8020108

Jadąc wzdłuż Osławy możemy podziwiać otaczającą nas przyrodę.

img_0919

Mijamy tory i docieramy do wsi Duszatyn. Przystajemy na chwilę przy sezonowym barze – ciekawe tu mają hasło reklamowe 🙂

img_0920

img_0922

Po krótkiej przewie ruszamy dalej i po chwili zagłębiamy się w las. Kręcimy cały czas pod górę pośród malowniczej przyrody.

p8020110

Początkowo twarda nawierzchnia z czasem zmienia się w błotnistą ścieżkę, na której z sakwami tracę panowanie nad rowerem i czuję jak przechylam się wraz z nim do tył. Na szczęście nie poleciałem na plecy, a rower stanął dęba zatrzymując się z sakwami w kałuży.

img_0924

img_0929

Z każdą chwilą nachylenie wzrasta, błoto też coraz bardziej odczuwalne. Z uwagi, że jest to zacieniony teren, po opadach błoto utrzymuję się tu przed długi czas. Nasze koła zaczynają się zapadać coraz głębiej, z obładowanymi rowerami nie sposób tu jechać – zsiadamy i mozolnie wspinamy się pod górę. Przecinamy niewielki potok zwany Solona Woda.

img_0933

img_0935

img_0939

Jest mi bardzo ciężko, zdecydowanie wolę jechać niż pchać pod górę rower, jednak w takim błocie i z dużym obciążeniem na tylnym kole nie jest to możliwe. Bardzo zmęczeni ale szczęśliwi posuwamy się do przodu. Chociaż Sławek chyba ma odwrotnie, łatwiej mu pchać rower pod tą górkę – nie wygląda na zmęczonego.

img_0948

Pokonując kolejne metry przewyższenia zaliczam niespodziewanie kolejną glebę – na szczęście jest to miękkie lądowanie.

img_0952

Po jakiś 100m orientuję się, że zgubiłem telefon, Sławek próbuje dzwonić, jednak brak zasięgu – no to pięknie. Zbiegam do miejsca upadku i okazuje się, że telefon leży tuż przed kałużą 🙂 To się nazywa mieć szczęście. Chwilę później docieramy do ślepego zaułka, musieliśmy źle skręcić – zgubiliśmy drogę.

p8020116

Nie zawracamy tylko idziemy przed siebie – pośród jeżyn i paproci pniemy się cały czas mozolnie pod górę.

img_0955

Robimy sobie krótką przerwę by odetchnąć. Po dłuższej chwili wracamy z powrotem na naszą drogę.

img_0958

Nasze rowery mimo, że ciągle w błocie wyglądają na zadowolone.

p8020119

Nie siedzimy jednak zbyt długo, gdyż przed nami jeszcze daleka droga, a patrząc na mapę to będzie tylko trudniej. Oboje czujemy już duże zmęczenie, przez chwilę mam ochotę położyć się i zostać tutaj, jednak motywacja dotarcia na szczyt jest znacznie większa.

img_0960

Po dobrej godzinie docieramy na szczyt Chryszczata (997 m .n.p.m.) – szczyt w Bieszczadach, w paśmie Wołosania (inne nazwy tego pasma to: Wysoki Dział, Wielki Dział Etnograficzny). Na szczycie stoi betonowa wieża geodezyjna z czasów zaborów. Nazwa Chryszczata wywodzi się od łemkowskiej nazwy rośliny chreszczate zilie (czworolist pospolity) lub od skrzyżowania dróg (ukr. chrest – krzyż). W masywie Chryszczatej znajdują się pozostałości rowów strzeleckich, bunkrów i ziemnych umocnień austriackich z roku 1914, polskich z roku 1920 oraz walk z okresu II wojny i powojennych z lat 1944–1946. W okresie I wojny światowej przebiegała tędy linia frontu, o którą walczyły wojska austriackie i rosyjskie. Na przełomie 1914/15 r. front dwukrotnie przeszedł przez Chryszczatą. Szczególnie ciężkie walki toczyły się w rejonie Wysokiego Działu. Pozostały po nich zarośnięte już dziś cmentarze na Chryszczatej i Magurycznem. (źródło: Wikipedia).

img_0963

Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi cieszymy się tym miejscem i robimy chwilę przerwy.

img_0967

Po dłuższej przerwie zaczynamy zjeżdżać w dół, niestety ze względu na liczne kamienie, wystające korzenie nie da się ani na chwile stracić czujności – hamulce się grzeją. Gdy dojeżdżamy do Przełęczy Żebrak odbijamy w lewo w stronę miejscowości Rabe. Po drodze mijamy opustoszałe Akademickie Koło Turystyczne.

p8020122

p8020124

Po dotarciu do Przełęczy Żebrak odbijamy z czerwonego szlaku i w ciemnościach bardzo już zmęczeni docieramy do Baligrodu. Nie mamy siły już błądzić po lasach w poszukiwaniu miejsca na namiot i rozbijamy się w ogrodzie u bardzo miłej Pani. Właścicielka udostępnia nam Swoją prywatną łazienkę gdzie skorzystamy z prysznica. To był bardzo miły dzień – pełen wrażeń.[hr2]Spało się bardzo dobrze, ale gdy tylko promienie słońca zaczynały muskać nasz namiot obudziłem się i wyszedłem na zewnątrz. Bezchmurne niebo zapowiada kolejny, pięknie słoneczny dzień.

p8020137

p8020144

Wyciągnąłem Sławka z rozgrzanego od słońca namiotu by się rozbudził od świeżego powietrza. Niestety jak to Sławek – spał jak kamień 🙂

p8020138

Miałem za to czas by przestudiować dzisiejszą trasę.

p8020167

Po jakiś 20 minutach pozycja Sławka niewiele się zmieniła. Musiałem wkroczyć do akcji i go przebudzić 🙂

p8020151

Gdy zaczęliśmy się pakować właścicielka przyniosła nam herbatę i świeżo upieczony placek – niesamowite. Poza tym nie chciała od nas żadnych pieniędzy za nocleg. Najśmieszniejsze było gdy zapytała nas czy my już studiujemy (Sławek i ja jesteśmy z tego samego rocznika) 🙂 Sprawnie się spakowaliśmy, zjedliśmy pyszny placek popijając herbatą i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ludzie jednak potrafią zaskoczyć – miło zaskoczyć.

img_0970

img_0976

Chwilę pokrążyliśmy po mieście i po niecałej godzinie zatrzymaliśmy się nad rzeką Hoczewka, by się od rana trochę ochłodzić. To piękne miejsce pod mostem okazuje się popularne – nie tylko my chcemy się schłodzić.

img_0988

p8030175

p8030176

p8030177

img_0990

img_0991

img_0993

Woda bardzo przyjemnie chłodzi – cudowne uczucie.

img_0996

img_0999

Jest bardzo miło, ale nie możemy tu przeleżeć całego dnia – trzeba się ruszyć 🙂 Jadąc malowniczą drogą pomiędzy zabudowaniami droga zaczyna się delikatnie pochylać. Po przejechaniu 1 km wjeżdżamy do Stężnicy, przez cały czas pniemy się pod górę. Po dobrych 2 km żegnamy się ze Stężnicą, jednak podjazd jeszcze się nie kończy – cały czas kręcimy pod górkę. Po dłuższej chwili wjeżdżamy na przełęcz i tym samym kończy się podjazd.

Po intensywnym kręceniu czeka nas długi, przyjemny zjazd wzdłuż potoku Wołkowyjka. Mijamy tereny nie istniejącej dziś wsi Radziejowa. Pędzimy przed siebie bez pedałowania ciesząc się pięknym krajobrazem, który otacza nas z każdej strony. Mijamy kolejne miejscowości Wola Górzańska, Górzanka i docieramy do miejscowości Wołkowyja.

Chwila przerwy na uzupełnienie płynów.

img_1013

img_1014

W oddali widać już Jezioro Solińskie.

img_1020

Kierujemy się w stronę Polańczyka i tam robimy sobie dłuższą przerwę na pyszną rybkę.

img_1031

Najedzeni udajemy się nad wodę, piękne miejsce – szkoda tylko, że takie tłumy tutaj przesiadują.

img_1032

Nie chcąc objeżdżać jeziora dookoła odnajdujemy sympatyczną parkę, która przeprawia nas swoją żaglówką na drugą stronę jeziora.

img_1044

img_1049

img_1050

p8030196

img_1057

I tym sposobem zaoszczędziliśmy sporo czasu. Gdy docieramy nad zaporę solińską okazuje się, że wcześniejsze tłumy były niczym w porównaniu do tego co tutaj się dzieje. Jednak mimo tłumów zapora robi na nas niemałe wrażenie i można tu odnaleźć miejsce gdzie w spokoju delektujemy się otaczającym nas krajobrazem.

p8030197

p8030200

img_1061

img_1086

img_1087

Pierwszy projekt zagospodarowania hydroenergetycznego Sanu poprzez budowę zapory wodnej opracował już w 1921 r. profesor Karol Pomianowski. Pierwsze rozpoznanie geologiczno-hydrologiczne w dolinie Sanu przeprowadzono jednak dopiero w latach 1936-1937, a dalsze prace przerwała II wojna światowa. Nowa koncepcja zabudowy doliny Sanu powstała w roku 1955 pod kierownictwem inż. Bolesława Kozłowskiego. Na miejsce wzniesienia zapory wybrano przewężenie doliny poniżej ujścia Solinki do Sanu, koło wsi Solina. Podczas napełniania zbiornika, zatopione zostały wsie Solina, Teleśnica Sanna, Horodek, Sokole, Chrewt i duża część Wołkowyji.

Budowę zapory rozpoczęto w 1960 r. Główne prace ziemne i roboty fundamentowe zakończono w 1964 r. W lipcu tegoż roku rozpoczęto wznoszenie korpusu tamy. Podstawowe prace betoniarskie przy zaporze zamknięto pod koniec lutego 1968 r. W międzyczasie trwała budowa budynku elektrowni i montaż urządzeń hydroenergetycznych. Wstępny rozruch pierwszej turbiny odbył się 9 marca 1968 r., a 20 lipca tegoż roku (w przeddzień święta 22 lipca) oddano zaporę do eksploatacji. (źródło: Wikipedia).

Mimo pięknego miejsca tłumy nas trochę wykończyły i uciekliśmy z tego miejsca. Wracamy w stronę Polańczyka kierując się dalej na Bukowiec i Małą Pętlą Bieszczadzką docieramy późnym wieczorem do miejscowości Rajskie. Znajdujemy tutaj ośrodek gdzie się rozbijamy, a właściwie nie do końca gdyż właścicielka udostępnia nam dużo większy namiot, który jest już rozbity i stoi w ogrodzie pusty. Na koniec dnia zaliczamy jeszcze przyjemną kąpiel w ciemnościach. Okazuje się, że nie jesteśmy tu sami i przyłączamy się do innych turystów i tak spędzamy miło wieczór.[hr2]W nocy pogoda zmieniła się o 180 stopni i zaczyna padać deszcz. Z rana zaliczamy przyjemną kąpiel w deszczu. Jednak deszcz nie ustaje – przesiadujemy w namiocie, albo w pobliskim barze.

img_1107

Kolejny wieczór spędzamy z sąsiadami tym razem w ich pokoju – jest wesoło. Dzisiaj licznik pokazuje 0 km, zrobiliśmy może z 2 km pieszo 🙂 No ale na pogodę nie mamy wpływu.[hr2]Kolejny pochmurny dzień jednak nie pada. Po całym dniu leniuchowania nareszcie będziemy mogli ruszyć w dalszą drogę. Dzięki uprzejmości właścicielki namiot mieliśmy zwinięty, a co dużo ważniejsze jest suchy. Szykujemy się i ruszamy w dalszą drogę.

img_1115

img_1117

Jeszcze tylko upewniamy się o właściwy kierunek i żegnamy wody Jeziora Solińskiego.

img_1122

Niebo słońca raczej na dzisiaj nam nie wróży, ale jesteśmy bardzo szczęśliwi, że znowu w drodze.

img_1127

Jadąc wzdłuż rzeki San kierujemy się do Rezerwatu Sine Wiry.

Rezerwat obejmuje 7-kilometrowy fragment przełomowej doliny Wetlinki i Solinki z układem siedlisk roślinnych o zróżnicowanych gradientach wilgotności i żyzności. W rezerwacie znajdują się liczne stanowiska roślin i ostoi zwierząt, będące efektem specyficznego położenia i urozmaiconej rzeźby terenu. Pośród wielu występujących w obrębie rezerwatu gatunków roślin, na szczególną uwagę zasługują: tojad wschodniokarpacki (Aconitum lasiocarpum), buławnik mieczolistny (Cephalanthera longifolia) oraz buławnik wielkokwiatowy (Cephalanthera damasonium), zamieszczone w Polskiej Czerwonej Księdze Roślin. We wrześniu 1980 roku osunęło się zbocze Połomy tarasując rzekę Wetlinę, w wyniku czego powstało jeziorko, zwane Szmaragdowym, mające w 1987 roku 280 metrów długości i 20-45 metrów szerokości. (źródło: Wikipedia).

img_1132

W okolicach nieistniejącej już wsi Studenne pozostawiamy rzekę San i kierujemy się na południe.

img_1135

Wszechobecne żółte kwiaty pięknie kontrastują ze wzburzoną wodą Wetliny.

p8050223

Cudowne miejsce, zatrzymujemy się tu na dłuższą chwilę wpatrując się w przepływającą pomiędzy różnej wielkości kamieniami i skałami wodę.

p8050228

p8050232

img_1150

img_1167

Jadąc dalej wjeżdżamy na błotnistą ścieżkę – już się przyzwyczailiśmy, że błoto w tym regionie jest czymś naturalnym.

img_1168

Kierujemy się do Kalnicy jadąc wzdłuż Wetliny.

img_1169

Godzinę później wjeżdżamy w szutrową ścieżkę, która zaczyna delikatnie piąć się w górę.

img_1173

p8050247

Przez cały czas towarzyszą nam piękne widoki – z każdym obrotem korby wspinamy się coraz wyżej. Przystajemy chwilę na mostku wpatrując się w niewielką wysepkę na Sanie.

p8050242

Od rana nad głowami unoszą się gęste chmury, ale jedzie się bardzo przyjemnie – w takim otoczeniu przyrody nie może być inaczej.

img_1177

Po jakimś czasie pojawia się wolno stojący domek, a przy nim pasące się koniki – to są niesamowite zwierzaki.

img_1178

img_1182

W między czasie orzeźwiamy się przy maleńkim wodospadzie.

p8050251

p8050255

Po chwili pojawia się asfalt i sklep przy, którym robimy sobie krótką przerwę – zaprzyjaźnia się z nami tutejsza psina.

img_1184

img_1187

Godzinę później dojeżdżamy do miejscowości Kalnica gdzie odbijamy z asfaltu w teren kierując się znakami czerwonego szlaku pieszego. Już po pierwszych metrach ścieżka pnie się mocno w górę, są momenty gdzie jazda nie jest możliwa i musimy prowadzić rowery.

img_1188

img_1189

Jadąc ścieżką wkraczamy do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Z uwagi na panującą tu wilgotność od razu robi się chłodniej i ubieramy bluzy.

img_1194

Kończy nam się woda – na szczęście nie brakuje tu strumyków wypływających spod skał, robimy sobie małą przerwę i uzupełniamy bidony.

img_1200

W końcu szlak wyprowadza nas z lasu – momentalnie pojawia się wszechobecna mgła, która powoduje, że po kilku minutach mamy przemoczone buty. Chociaż widokami nie bardzo możemy się nacieszyć, za to mgła powoduje, że panuje tu niesamowity klimat.

img_1202

Pniemy się mozolnie w stronę szczytu Smerek. Smerek jest przedłużeniem na zachód grzbietu Połoniny Wetlińskiej. Granicą jest Przełęcz Mieczysława Orłowicza (1075 m n.p.m.), przez którą sąsiaduje on z Szarym Berdem. Na zachodzie grzbiet opiera się o doliny Wetliny i potoku Kindrat. Na północ odbiega z wierzchołka długi grzbiet, który między innymi poprzez Wysokie Berdo, Siwarnę, Połomę i Tołstą ciągnie się aż po Jezioro Solińskie, wcinając się pomiędzy doliny Sanu i Solinki. Zwornik usytuowany nieco na wschód wysyła ku północnemu wschodowi grzbiet Magurki opadający następnie do doliny Sanu, natomiast w kierunku południowym odchodzi ze szczytu ramię kulminujące w Stropie (1016 m n.p.m.). Północno-zachodnie stoki odwadnia Kindrat, dopływ Wetliny mający swoje źródło na zachód od wierzchołka Smereka, południowo-zachodnie zaś – Wetlina i jej spływające ze zboczy niewielkie dopływy. Na stoku północno-wschodnim są położone źródła potoków Hulski oraz Berdo. (źródło: Wikipedia).

Gdy jesteśmy już dość blisko spotykamy turystów, którzy dziwią się, że wybraliśmy się tu rowerami – mówią, że możemy nie dać rady. Zdajemy sobie z tego sprawy, gdyż od dłuższego czasu męczymy się z pchaniem rowerów pod górkę – nie ma mowy o jeździe, nie z sakwami. Dzielą się z nami jedzeniem, gdyż nasze zapasy niestety się już skończyły. Mimo ciężkiego terenu idziemy dalej. W pewnym momencie pojawiają się skały i jeszcze większe nachylenie terenu. Jesteśmy zmuszeni przenosić pojedynczo rower w dwójkę. Ręce już mam bardzo zmęczone, ale nie poddajemy się. Wdrapujemy się najpierw z jednym rowerem na skałki i po chwili wracamy po drugi.

img_1204

Osiągamy szczyt (1222 m n.p.m.) – jesteśmy wypompowani, ale bardzo szczęśliwi.

p8050272

p8050275

Z uwagi na zachmurzenie i otaczającą nas mgłę widoczność jest bardzo słaba. Zjeżdżamy ze szczytu na czuje nie do końca wiedząc, gdzie nas doprowadzi coś co wydaje nam się ścieżką. Ostatecznie docieramy do schroniska turystycznego ZHP „Ostoja” położone na terenie dawnej wsi Suche Rzeki w dolinie Rzeki, będącego harcerską bazą turystyczną.

Wymęczeni, ale bardzo szczęśliwi kładziemy się spać na piętrowych łóżkach. Jak się później okazało byliśmy pierwszymi turystami w tym sezonie, nie licząc oczywiście harcerzy.[hr2]Kolejnego dnia budzimy się wypoczęci ruszamy w dalszą drogę – pies właścicieli odprowadza nas.

img_1211

Po jakiś 20 min zatrzymujemy się w miejscowości Zatwarnica przy sklepie, a po chwili stajemy jak wryci. Krowa która pasła się na łące zmierza w stronę sklepu, a po chwili zmienia kierunek i kroczy dumnie przed siebie ulicą 🙂

img_1213

img_1215

W sklepie zaopatrujemy się w trochę jedzenia na drogę, na miejscu wcinamy bułki i popijamy jogurtem. W miejscowości Chmiel przystajemy na moment przy Cerkwi pw św. Mikołaja.

img_1216

Jadąc dalej towarzyszą nam przepiękne widoki, dzisiaj pogoda zdecydowanie nam sprzyja – widoczność jest świetna.

p8060278

Skręcamy w prawo w kierunku miejscowości Dwernik – po chwili przekraczamy rzekę San.

img_1219

Zatrzymujemy się na małą kąpiel.

p8060282

p8060286

p8060292

p8060293

Orzeźwieni przyjemnie chłodną wodą jedziemy dalej wzdłuż rzeki Dwernik i dojeżdżamy do Brzegów Górnych.

Korzystając z pięknej pogody robimy sobie przerwę od rowerów i udajemy się pieszo na Połoninę Caryńską – rowery czekają na parkingu. Połonina Caryńska (Berehowska) – jedna z połonin w Bieszczadach, masyw górski położony między dolinami Prowczy i Wołosatego, w których leżą miejscowości Brzegi Górne i Ustrzyki Górne. Na północy Przysłup Caryński oddziela masyw od Magury Stuposiańskiej, zaś od południa poprzez Wyżniańską Przełęcz graniczy on z Działem w paśmie granicznym.

W masywie Połoniny Caryńskiej wyróżnia się cztery kulminacje, najwyższy jest Kruhly Wierch (1297 m n.p.m.). Pozostałe mają wysokość: 1245, 1239 i 1148 m n.p.m. Podobnie jak w przypadku Połoniny Wetlińskiej, południowo-zachodnie stoki są krótkie i stromo opadają ku dolinom, zaś północno-wschodnie tworzą łagodniejsze grzbiety poprzedzielane dolinami niewielkich potoków. (źródło: Wikipedia).

Początkowo szlak prowadzi nas zalesioną ścieżką pełną przeplatających się korzeni.

img_1233

Gdy tylko wyłoniliśmy się z lasu przed nami otwiera się przepiękny widok na otaczające szczyty. Pniemy się w górę malowniczą ścieżką, co chwile przystajemy by delektować się tą chwilą – widoki są cudowne.

p8060325

p8060327

p8060332

p8060337

p8060343

p8060349

p8060350

img_1241

img_1249

Po dobrej godzinie osiągamy najwyższy punkt na połoninie – Kruhly Wierch (1297 m n.p.m.).

img_1267

Na szczycie robimy sobie krótką przerwę i schodzimy, przez cały czas towarzyszy nam inspirująca przyroda.

img_1282

p8060383

p8060384

Nie mogę się powstrzymać i muszę trochę wejść w blotko.

p8060403

p8060404

Po zejściu wsiadamy na rowery i ruszamy w dalszą drogę kierując się w stronę Wetliny. Na koniec dnia czeka nas trochę podjazdu pięknymi serpentynami – jednak po bardzo równej nawierzchni. Droga ta zalicza się do Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.

p8060405

p8060406

Docieramy na pole namiotowe w miejscowości Smerek – rozbijamy namiot. Nasi sąsiedzi zapraszają nas do siebie na grilla – z przyjemnością przyjmujemy zaproszenie. Sławek połakomił się na kiełbasę, ja wciągnąłem kurczaka.[hr2]Kolejny słoneczny dzień przed nami, jednak dla Sławka nie jest tak przyjemny. Wczorajsza kiełbasa daje o sobie znać – niestety zaszkodziła. Z uwagi na problemy żołądkowe Sławek jest bardzo osłabiony. Podejmujemy decyzję o skróceniu wyprawy i tym samym udajemy się do Cisnej na pociąg. Po raz kolejny jedziemy przez miejscowość Kalnica i po wielu podjazdach i zjazdach docieramy do Cisnej.

img_1295

Gdy dojechaliśmy na miejsce chwilę zwiedzamy i ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że stacja PKP w Cisnej jest nieczynna, od dłuższego czasu nie kursują już tu pociągi. Niestety nie sprawdziliśmy tego wcześniej, ale byliśmy pewni, że odjeżdża z Cisnej pociąg. No cóż, siadam i szukam na mapie drogi do Zagórza. Z mapy wynika, że mamy około 50km, do tego kręcenie pod górkę, a nie mamy za wiele czasu. Z Bieszczad odchodzi 1 pociąg na dobę.

img_1301

Nie zastanawiamy się za długo, wsiadamy na rowery i pędzimy na pociąg. Po drodze musimy na chwilę schłodzić się w wodzie.

img_1311

img_1315

Co jakiś czas zatrzymuję się by poczekać na Sławka, jest bardzo osłabiony, a do tego jest sporo podjazdów na trasie co dodatkowo potęguje ból. Szczęśliwe dotarliśmy przed czasem. Mamy jeszcze chwilę by zaopatrzyć się w jedzenie na drogę.

img_1318

Wsiadamy do pociągu gdzie mamy nowoczesny wagon rowerowy, możemy przez szybę kontrolować nasze dwukołowce.

p8070414

Po kilku przesiadkach kolejnego dnia o 8 nad ranem docieramy do Leszna.

p8080434

To była niezwykła przygoda.