Zimowy WPN

Od samego rana zapowiadał się pięknie zimowy dzień – czyste niebo, słońce i temperatura sporo poniżej zera. Dzisiaj poza bananami spakowałem termos wypełniony leśną herbatą 🙂 Zawsze się zastanawiam dlaczego leśna, bo mimo, że z owoców rosnących w lesie nie czuć w niej zapachu lasu, ale i tak ją uwielbiam. Kilka warstw na siebie, grube skarpety i w drogę. Mimo, że dwa dni wcześniej byłem ze zgrupką w Wielkopolskim Paku Narodowym (WPN) to jednak było mi mało. Gdy tylko wyszedłem z domu od razu poczułem uderzenie zimna, jakbym wszedł do wielkiej chłodni – w sumie tak było.

Przez pierwsze kilometry jechałem pod wiatr, nieźle dawało w policzki, ale co tam. Gdy przejeżdżałem obok dworca w Luboniu dostrzegłem znajomy kask. Przyspieszyłem i tak jak myślałem – to była Marysia, niezłe jaja 🙂 Jak się po chwili okazało, też wybrała się na samotną przejażdżkę. Chociaż w większej grupie jeździ się super i na pewno jest weselej, lubię też jeździć sam. Jak widać – nie tylko ja.

Mimo, że wiele razy byłem w WPN nigdy nie dotarłem nad Jezioro Jarosławieckie – teraz była dobra okazja. Do WPN wjechaliśmy od strony Wir. Jadąc ścieżką wzdłuż pięknie ośnieżonego pola, rozświetlonego promieniami słońca, dało się jednak odczuć mroźny wiatr. Jednak po chwili wjechaliśmy w las i wiatr jakby ucichł.

img_7029

img_7030

Po kilkunastu minutach dotarliśmy nad jezioro, które prezentowało się pięknie. Szkoda, że nie zabrałem kąpielówek 🙂 I w tym momencie przydaje się ciepła herbatka.

img_7031

img_7034

Nie wiadomo jak długo będzie trzymał mróz więc trzeba się cieszyć tą piękną chwilą. Zamarznięte jezioro, w którym odbija się bezchmurne niebo zawsze dostarcza mi przyjemnych doznań. A kawałki lodu niczym klocki, z których można zbudować lodowe konstrukcje tworzyły niezwykły klimat.

img_7037

img_7040

img_7044

Podwójna para rękawiczek to dzisiaj jest za mało, ale w tak urokliwym miejscu zimno, aż tak nie przeszkadza.

img_7043

img_7046

Tuż przy jeziorze dostrzegłem wyjeżdżoną przez rowery niewielką górkę, od razu zachciało się z niej zjechać. Marysia pojechała pierwsza, jednak z góry wygląda to całkiem inaczej – może nie jest duża, ale dość stroma jak na początek. Poza tym to niewielkie zbocze całe było usiane korzeniami. Niełatwo po czymś takim jechać, a tym bardziej w zimowych warunkach.

img_7049

img_7051

Po chwili zatoczyłem pętlę i wjechałem na wzniesienie.

img_7060

img_7062

img_7064

img_7081

img_7082

img_7086

img_7089

Zrobiliśmy sobie jeszcze fotki i ruszyliśmy żółtym szlakiem kierując się w stronę Jeziora Góreckiego.

img_7041

p1450348

Od kilku dni co jakiś czas przeskakiwał mi łańcuch – powiedzenie kończy się łańcuch idealnie tu pasuje. Po chwili mój rower zaczął poważnie szwankować, jednak nie był to zużyty łańcuch, ale problem z tylną piastą. Jadąc nagle piasta dostawała luzu i czułem, jakby spadł mi łańcuch po czym zaskakiwała ponownie. Niestety w pewnym momencie nie dało się już jechać. Trzeba było wracać – prowadzić rower w takich warunkach jest kiepskim pomysłem, zwłaszcza, że już trochę zmarzliśmy. Zadzwoniliśmy do Marka. Po kilku próbach rower zaskoczył więc stwierdziliśmy, że jedziemy tak daleko jak się da. No i dojechałem tak z małymi przerwami do domu.

Dzień w pięknej scenerii z małymi przygodami i do tego zaskakujące spotkanie – było ekstra 🙂