Asfalt to nie moja bajka, ale Wings for life jest super

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Wings For Life bardzo mi się spodobała jego idea – biec dla tych, którzy nie mogą. Do tego formuła biegu, w którym nie wiesz kiedy będzie meta – to jest ekstra. No i oczywiście fakt, że jest to bieg charytatywny i całość środków przeznaczona jest na badania nad rdzeniem kręgowym – niesamowite.

Nie jestem fanem tak dużych imprez sportowych, trenuję zazwyczaj samotnie. Poza tym Asfalt to nie moja bajka, jestem biegaczem typowo trailowym i to w lesie czerpię frajdę z biegania. Z tych względów odkładałem zapisanie się na bliżej nieokreśloną przyszłość. W końcu jednak nadszedł czas, w którym przekonałem się do tej imprezy i w grudniu się zapisałem.

Po jakimś czasie zobaczyłem, że Chris z On The Move zbiera ekipę do swojej drużyny. Osobiście nie znaliśmy się zbyt dobrze, zamieniłem z nim może kilka słów gdzieś na leśnej ścieżce, a poza tym znaliśmy się jedynie z internetu. Zapisałem się do jego grupy, która z każdym dniem się powiększała.

Na kartkach kalendarza bardzo szybko pojawił się maj – za kilka dni start. Chris miał taką tradycję, że dzień przed startem organizował spotkanie integracyjne dla ludzi zapisanych do jego grupy. Oczywiście z uwagi na tak ogromne zainteresowanie nie mógł zaprosić wszystkich. W ostatniej chwili załapałem się na imprezę pod nazwą “Movers Pizza Party”.

Odbiór pakietu

Dzień przed startem od rana pojechałem na Międzynarodowe Targi Poznańskie do biura zawodów, aby odebrać pakiet startowy. Pomimo wielu ludzi wydawanie pakietów było świetnie zorganizowane i poszło bardzo sprawnie.

Wings For Life - odbiór pakietu startowego

Movers Pizza Party

Wieczorem udałem się do Forno Italia na Movers Pizza Party, by poznać się z ekipą i doładować się dobrą energią. Kiedy dotarłem na miejsce lokal był już po brzegi wypełniony biegaczami, usiadłem pośród nich na jednym z niewielu jeszcze wolnych miejsc.

Movers Pizza Party - spotkanie integracyjne w Forno Italia

Jak się później okazało Chris był jedyną osobą, którą choć trochę znałem. Posłuchałem kilku fajnych historii wspaniałych ludzi. Porozmawiałem sobie z fajnymi ludźmi, zjadłem dwa kawałki przepysznej pizzy. To niesamowite jak wielką i zaangażowaną społeczność zbudował Chris – zwyczajny biegacz, niezwykły człowiek. On The Move to ludzie z różnych światów, których połączyła miłość do biegania. Ludzie, którzy często zmieniali swoje życie, tak jak sam Chris i walczyli ze swoimi słabościami.

Na imprezie było bardzo wesoło, ale przed zawodami musiałem się wyspać, więc dość wcześnie zwinąłem się z imprezy.

Dzień startu

Rano po dobrym śniadaniu udałem się na MTP do miasteczka zawodów. To moja pierwsza masowa impreza na tak wielką skalę. Nie jestem przyzwyczajony do takich tłumów. Chwilę krążyłem po terenie zanim natknąłem się na ludzi, których poznałem dzień wcześniej na imprezie. Udałem się z nimi na miejsce spotkania drużyn. Po kilku minutach pojawił się sam Chris – kapitan drużyny On The Move. Z każdą minutą biegaczy z naszego teamu przybywało.

Miejsce spotkania teamu On The Move - omówienie strategii

Kiedy byliśmy już w komplecie udaliśmy się w kierunku iglicy, by zrobić pamiątkowe zdjęcia. Później odbywała się wspólna rozgrzewka.



Mięśnie rozgrzane, tętno podniesione, humory dopisują więc można udać się na start. Podczas zapisów każdy deklarował dystans jaki planuje ukończyć i na tej podstawie zostaliśmy rozlokowani w odpowiednich sektorach startowych.

Pierwszy raz widziałem taką ilość ludzi na starcie, a to i tak jeszcze nie tak duża impreza w porównaniu do półmaratonu czy maratonu. Na biegach górskich, w których biorę udział, na starcie staje około 300 osób. Tutaj jest 8000 osób pełnych dobrej energii i chcących zrobić coś dobrego dla innych.


Z każdą chwilą sektor, w którym się znajdowałem przesuwał się coraz bliżej startu. Jednocześnie emocje coraz bardziej się nasilały. W końcu sygnał do startu i ruszyliśmy, początkowo bardzo spokojnie.


Na każdych zawodach są emocje i adrenalina, ale takie obrazki naprawdę potrafią wzruszyć człowieka. Tacy ludzie mają w sobie niewyobrażalną siłę i pomimo iż nie są w pełni sprawni stają z uśmiechem na starcie i walczą z własnymi słabościami. Ale co najważniejsze, poprzez ich postawę pokazują całemu światu, że jak się chce to naprawdę można wszystko.

To dopiero jest siła

Slalomem stopniowo mijałem ludzi przesuwając się do przodu. Z czasem ta wielka masa ludzi rozciągnęła się i zrobiło się znacznie luźniej, a także dla mnie przyjemniej. Na twarzach ludzi widać bardzo dużo emocji – skupienie, radość, siłę, walkę ze swoimi słabościami. Każdy chce pobiec jak najlepiej dla Siebie, ale przede wszystkim biegniemy dla tych, którzy nie mogą. I to jest piękne.


Trasa choć asfaltowa momentami otoczona bezkresnymi polami, z jednej strony zielone, a z drugiej soczyście żółte i bezkresne pola rzepaka.

Biegniemy pośród pól rzepaka

Po niecałych dwóch godzinach zatrzymałem się na moment przy oznaczeniu dystansu 21 km, który w głębi serca sobie nieśmiało założyłem. Jednak biegłem dalej, chwilę później obstawa na rowerach poinformowała nas, że zbliża się samochód, który jest ruchomą metą. Przyspieszyłem ile mogłem. Na mojej twarzy było widać już duże zmęczenie. W okolicach 22 km dogonił mnie samochód zamykający. Byłem bardzo szczęśliwy, że dałem radę tyle przebiec.

Dystans półmaratonu zaliczony


Doszliśmy z pozostałymi na miejsce, skąd po chwili zabrał nas autobus i odwiózł na Zawady, gdzie przesiedliśmy się na tramwaj, by ostatecznie wylądować ponownie w miasteczku zawodów.

Wracamy tramwajami do miasteczka zawodów

Odebrałem moje rzeczy i po chwili przyjechały do mnie dziewczyny. Na mapie pokazałem Mai dokąd dobiegłem. Zjadłem coś, napiłem się i udaliśmy się w kierunku domu.

Kiedy trochę odpocząłem wybrałem się do lasu na rower żeby trochę rozruszać zmęczone mięśnie.

Po zawodach pokazałem Mai na mapie gdzie tata dobiegł


To był niezwykle emocjonujący bieg. I choć asfalt to nie moja bajka to bardzo się cieszę, że spróbowałem.