Grand Prix Dziewiczej Góry w biegach górskich – etap II

Po Forest Run-ie szukałem innych biegów terenowych w okolicy – znajomy polecił mi bieg na Dziewiczej Górze. Kiedy zacząłem się wczytywać w informacje o nim okazało się, że jest to cały cykl zwany – Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich. Od razu mi się to spodobało, zwłaszcza że znam te tereny. Jednak wcześniej Dziewicza Góra kojarzyła mi się z super terenem do trenowania podjazdów na rowerze. Z perspektywy siodełka ten sam teren wygląda zupełnie inaczej, także kompletnie nie umiałem ocenić trudności tego biegu.

To że wystartuję w tych zawodach było pewne, nie wiedziałem tylko czy wybrać krótszy dystans – 5 km, czy podwójną pętlę na 10 km. Napisałem maila do biegaczy z pracy (Marta, Zygmunt, Adam) – pierwsza dwójka szybko sobie odpuściła, ze względu na kluczowe tu słowo – Góra. Adam po chwili podesłał mi potwierdzenie, że jest już na liście – i to mi się podoba. Oboje zapisaliśmy się na 5 km, by przekonać się z czym to się je i jak smakuje.

W dniu zawodów obudziłem się dość jak na mnie bardzo późno – po ok. 8. Zjadłem dużą porcję owsianki z jogurtem i bananem. Po śniadaniu ubrałem się i po chwili udałem się na tramwaj, by podjechać do Adama. Wcześniej zgadałem się z Martą i zrobiliśmy mu niespodziankę.

Na miejscu byliśmy jakoś 30 min przed startem – o dziwo nie było kolejki, także ze spokojem zdążyliśmy odebrać numery.

dscf0021

dscf0024

Przed głównym biegiem odbyły się krótsze biegi dla dzieciaków – to musiało być szaleństwo. Gdy patrzę na miejsce gdzie zlokalizowane jest miasteczko zawodów widać, że ktoś tu nieźle dba o cały obiekt.

dscf0025

Gadu, gadu a czas leci, trzeba iść się porządnie rozgrzać.

dscf0027

Poskakaliśmy sobie w najróżniejszych wariantach.

dscf0030

dscf0032

Adam pokazał mi styl na żabę – podobno idealne przed biegiem w terenie.

dscf0035

W okolicach startu zaczęło się robić bardzo kolorowo. Ilu ludzi tyle kombinacji ubioru. Jedni całkowicie na krótko, nawet widziałem chłopaczka w koszulce na ramiączkach. Inni ubierali nawet rękawiczki.

dscf0040

dscf0049

Wcześniej nie zwróciliśmy na to uwagi – okazało się, że Adam otrzymał błędny numer. 404 – nie znaleziono takiego zawodnika. No cóż, będzie niewidzialny.

dscf0042

Jeszcze tylko szybki sparing i startujemy.

dscf0048

Kompletnie nie wiedziałem czego się spodziewać, dlatego też nie miałem żadnej strategii na ten bieg. Trochę obawiałem się zbiegów po śliskim błocie, zwłaszcza że posiadam tylko buty na asfalt.

Przez kilkaset metrów biegłem spokojnie, ale gdy tylko pojawiły się delikatne wzniesienia zacząłem stopniowo przyspieszać. Słowo góra działa na mnie jak płachta na byka. Rowerowo dobrze znam te ścieżki. Kilka lat temu regularnie tu przyjeżdżałem przygotowując się do Uphill Race Śnieżka.

Początkowo biegło się bardzo dobrze, nawet spore ilości błota nie przeszkadzały. Na zbiegach o dziwo miałem niezłą przyczepność. Po 2 km zaczął się pierwszy, długi, ale zdecydowanie łagodniejszy podbieg na szczyt Dziewiczej Góry – oddech z każdym krokiem stawał się coraz głębszy. Za to nogi świetnie sobie radziły. Na zbiegach na luźnych nogach pędziłem przed siebie instynktownie omijając stopą korzenie i niepewne miejsca.

Po zbiegnięciu z góry po raz pierwszy przebiegałem przez centrum zawodów, gdzie odbywało się masowe przybijanie piątek z kibicującymi dzieciakami. Tuż za zakrętem zaczyna się najtrudniejszy moment na całej trasie. Kolejny podbieg na szczyt, ale tym razem znacznie bardziej stromy. Łatwo nie było, ale ani na moment nie przestawałem biec, choć patrząc na innych, którzy w tym miejscu przeszli do marszu, kusiło bardzo, by sobie choć przez chwilę odpocząć i zwolnić.

Nie tym razem, cisnąłem do samego końca i chwilę później trasa kierowała w stronę najbardziej stromego zbiegu, który doskonale znam – zwanego „kiler”. Wierzcie mi – nazwa idealnie odzwierciedla ten zbieg idealnie. Mimo wielu skoków (dropów) na tym odcinku, obyło się bez upadku. Zbliżając się do mety klasycznie włączył mi się sprint.

Nie do końca rozumiem, z czego to wynika, że spora część ludzi zarówno na zawodach MTB jak i biegowych zbliżając się do mety zwalnia. Ja zdecydowanie robię coś przeciwnego.

Odebrałem piękny, drewniany medal, złapałem kubek herbaty i poszedłem w kierunku kibicującej nam Marty. Po chwili zrobiło mi się mega niedobrze. Stojąc tuż przy Marcie puściłem pawia, na szczęście to był tylko zaczątek. Marta wybacz za ten widok. Zdążyłem udać się w ustronne miejsce, gdzie zwróciłem chyba całą poranną owsiankę. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. To na pewno nie kwestia jedzenia, zdecydowanie bardzo duży wysiłek rozłożony na niewielkim odcinku czasu. Ale już po chwili czułem się całkiem nieźle.

Chwilę później na mecie pojawił się Adam.

dscf0053

dscf0051

Dziewicza Góra pokazała swoje oblicze, a to było tylko 5 km. Pomimo zmęczenia byliśmy bardzo zadowoleni. Jest moc!

dscf0058

dscf0060

dscf0061

Ku mojemu zaskoczeniu uzyskałem fajny czas: 28:18 – dla mnie super.

dscf0062

To był dobrze rozpoczęty dzień. Dzięki Marta za kibicowanie, a Adam za super wolę walki. To kiedy kolejne wyzwanie?