Grand Prix Dziewiczej Góry w biegach górskich – etap IV

Od ostatnich zawodów na Dziewiczej Górze minęło sporo czasu – ponad miesiąc. Tym razem namówiłem Dominika, by spróbował czegoś innego. Ostatnio zima się spisała na medal i warunki w lasach były takie jakie powinny być o tej porze roku – prawdziwie zimowe. Zapisałem się na dwie pętle, jednak po biegu dla WOŚP wolałem nie obciążać zbyt mocno achillesa i przepisałem się na taki sam dystans jak poprzednio – czyli 5 km.

Zajechaliśmy z Dominikiem pod Dziewiczą Górę o 10:20, start był o 11:00. Był mega problem ze znalezieniem miejsca do zaparkowania, ale jakoś się wcisnęliśmy. Odbiór numerów jak zwykle na tych zawodach przebiegał bardzo sprawnie. Także jesteśmy już gotowi i nie możemy się doczekać startu.

dscf0375

Teraz trzeba się porządnie rozgrzać bo tu, na Dziewiczej Górze, ten niewielki dystans potrafi dać nieźle w kość. W lesie jest cudownie, mimo że nie ma mrozu śnieg cały czas się utrzymuje i jest go całkiem sporo. Dzisiaj zapowiada się naprawdę ostra jazda – troszkę obawiam się, że może być dość ślisko na trasie. Dominik zabrał ze sobą nawet kolce zakładane na buty, na pewno nie zaszkodzi założyć. Ja muszę sobie bez tego jakoś poradzić.

dscf0376

Po niezbyt długiej, ale intensywnej rozgrzewce udaliśmy się na miejsce startu. Większość ludzi już się tu zebrała – za kilka minut ruszamy. Jak widać to miejsce przyciąga ludzi w różnym wieku, zresztą nie tylko ludzi. Spotykam tu za każdym razem ludzi biegnących ze swoimi czworonogami. Rokiemu by się tu na pewno spodobało 🙂

dscf0378

dscf0379

Wybiła 11:00 i ruszyliśmy – początkowo biegłem bardzo spokojnie z Dominikiem. Jednak jak to u mnie bywa, na pierwszym podbiegu przyspieszyłem zostawiając kumpla za plecami.

Z tego wszystkiego przed startem zapomniałem zmieć czapkę i biegłem w czapce z bąblem, którą noszę na co dzień. Bardzo szybko zrobiło mi się w niej gorąco, no cóż.

Po chwili rozpracowałem, że dużo bezpieczniej jest biec po głębokim śniegu zamiast po rozbieganej już trasie, która z każdym zawodnikiem stawała się coraz bardziej śliska. W głębokim śniegu biegło się na pewno ciężej, tzn. musiałem włożyć w każdy krok więcej siły (coś jak bieganie po plaży w piasku), ale przynajmniej czułem się pewnie. Wiadomo, że pod takim śniegiem mogło się skrywać wszystko, korzenie, lód, kamienie. Jednak biegłem jakoś tak instynktownie, że obyło się bez wywrotki i innych nieprzyjemnych incydentów.

O dziwo mój achilles, o którego się tak bałem przez cały bieg nie dawał o sobie znać. Być może to kwestia emocji i adrenaliny, która wytwarza się podczas zawodów. A może to właśnie ten głęboki śnieg amortyzował mój każdy krok, przez co ścięgno było mniej narażone. Tak czy inaczej, mimo trudnych warunków biegło mi się bardzo dobrze. Sukcesywnie przesuwałem się do przodu mijając kolejnych zawodników. Na zbiegach biegło mi się rewelacyjnie.

Pierwszy łagodniejszy podbieg zaliczyłem bardzo sprawnie, potem czekał długi zbieg, minięcie miasteczka zawodów i ostatni podbieg. Częściowo podbiegłem, potem przeszedłem w szybki marsz, by nie tracić za dużo energii. Szybko znalazłem się na szczycie i teraz jeszcze najtrudniejszy zbieg – killerem i ostatnia prosta do mety. Byłem już dość mocno wypompowany. Na ostatnim zakręcie niedaleko mety wyprzedził mnie chłopak, którego ja wyprzedzałem na tym stromym podbiegu. Oczywiście tylko mu się wydawało, że będzie przede mną. Po chwili włączyłem redukcję i klasyczny sprint do mety.

Na mecie standardowo – przepiękny drewniany medal, który jest częścią całej układanki, ciepła herbatka i ciasteczka. Podszedłem w okolicę mety i wyczekiwałem Dominika. Po kilku minutach pojawił się i w pięknym stylu zafiniszował.

dscf0381

Chwilę się porozciągaliśmy, Dominik wypił herbatę. Gdy go zapytałem jak mu się podobała trasa – odpowiedział, że jest mega. Ale dodatkowo tak to podsumował: 5 km na City Trail nad Rusałką jest jak spacerek w porównaniu do 5 km na Dziewiczej Górze 🙂 Nigdy nie biegłem w City Trail, ale znam tereny w okolicy Rusałki i zgadzam się z tym w 100% – to dwa różne światy.

dscf0383

Chwilę później udaliśmy się do auta i uważając na biegaczy na dystansie 10 km ruszyliśmy do domu. Po kilkuset metrach Dominik zorientował się, że nie oddaliśmy zwrotnych numerów z chipem. Zaparkowaliśmy auto na poboczu, by już się nie pchać i pobiegliśmy oddać numery.

To był intensywny, ale cudowny bieg szczególnie ze względu na te zimowe warunki.

Do zobaczenia na kolejnych zawodach 🙂