Grand Prix Dziewiczej Góry w biegach górskich – etap V

Minęły dwa tygodnie i mamy kolejny start – to już V etap tego pięknego cyklu. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, pobocze drogi wypełniał sznur samochodów. Mimo to, jakoś się jeszcze wcisnęliśmy na parkingu z naszym autkiem. Pobiegłem odebrać numer startowy, a dziewczyny poszły na huśtawki. Chwilę później do nich dołączyłem. Rozgrzewając się Maja skakała razem ze mną.


Po niezbyt długiej, ale dość intensywnej rozgrzewce trzeba było już ustawiać się na starcie. Z każdym kolejnym razem pojawia się coraz więcej ludzi biegających ze swoimi psiakami.

No to lecimy – dla mnie jest to czwarty i zarazem przed ostatni start w całym cyklu.
Łatwiejsza część trasy za mną, za kolejnym zakrętem zaczyna się najtrudniejszy, wymagający podbieg, a po nim chwila płaskiego i zbieg killerem. Ale już w tym miejscu czuję duże zmęczenie.

Kilkadziesiąt metrów przed metą włączam dopalacz i w ekspresowym tempie mijam linię mety.


Mam też kolejny element tej pięknej układanki, za którą kryją się miesiące treningów i litry wylanego potu.

To był piękny dzień.

