V Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich 3/6 – radość bez końca
Nadszedł grudzień, a co za tym idzie 3 już etap biegu na Dziewiczej Górze. Tym razem pojechałem z moimi dziewczynami. W Czerwonaku czarne auto jadące przed nami zamrugało awaryjnymi i od razu wiedziałem, że to musi być Adam. Na parkingu przy Dziewiczej Górze zaparkowaliśmy tuż za nim. Fajnie znowu się tu spotkać, w tym jakże pięknym miejscu pełnym niezwykłych ludzi, dla których bieganie jest często największą pasją.
Ania ubierała Maję, a ja z Julią, Adamem i Łukaszem udajemy się odebrać numery startowe. Tym razem Dziewicza Góra Biega wraz z Natural Born Runners ogłosili konkurs na najlepsze przebranie podczas biegu. Początkowo miałem plan, by przebrać się za Janusza – szlafrok, białe skarpety i sandały. Ale ostatecznie dałem sobie z tym spokój. Nie mniej jednak pośród startujących pojawiło się trochę ludzi w przebraniu.
Po odebraniu numerków pojawiła się reszta ekipy – Mariusz dołączył na ostatnią chwilę. Pobiegliśmy w las, by się rozruszać przed startem. Później dołączyliśmy do wspólnej rozgrzewki. Skorzystałem z pomocy Mai, dla której jest to świetna zabawa.
Po przyjemnej rozgrzewce klasycznie już odliczanie do startu na 5 km i poszli.
Tym czasem ja wraz z Mają zaczynam drugą rozgrzewkę przeznaczoną dla startujących na 10 km jak i kijkarzy. Po dobrej rozgrzewce lecimy – ja na kompletnym końcu.
Jak się później okazało Maja także chciała pobiec i ruszyła za mną. Początkowo biegłem spokojnie, ale gdy tylko pojawia się pierwsze wzniesienie ruszam do przodu, na zbiegach przyspieszam jeszcze bardziej.
W międzyczasie moja ekipa startująca na jednej pętli przybijała już piątki z kibicującymi dzieciakami w „miejscu widokowym” przed ostatnim podbiegiem. Ten odcinek nie jednego już zmylił – myśląc, że to już ostatnia prosta do mety. A tuż za zakrętem czeka jedna z największych atrakcji tej trasy. Bardzo mocny podbieg, który może wyssać z człowieka ostatnie skrawki energii zostawiane na finisz. Na szczęście po nim jest krótkie wypłaszczenie, gdzie możemy choć troszkę wyrównać oddech, by po chwili rzucić się killerem ostro w dół.
Na metę pierwszy wpada Zygmunt z jakże wymownym wyrazem twarzy. Jak widać bieg dostarczył mu nie lada emocji.
Dziewczyny w pełnej gotowości czekają z medalami na kolejnych finiszerów. Czasem emocje są tak duże, że można się zapomnieć i pobiec dalej, podarować sobie tym samym kolejną pętlę. I mamy kolejny klocek tej pięknej układanki.
Następnie finiszują ludzie, którzy chyba nie chcieli zostać rozpoznani – a tak poważnie to przebierańcy, którzy postanowili wziąć udział w konkursie. Z pięknym czasem na metę wpada Batman, chociaż to chyba nowa wersja Batwoman i arystokracja. Gdzieś pośród nich zaplątał się człowiek biorący udział w kastingu na kolejny film „Zakonnica w przebraniu”.
Jeśli chodzi o mnie, to pierwszą pętlę przebiegłem gładko, biegło mi się bardzo dobrze. Natomiast na drugiej z każdym kilometrem było coraz gorzej. Mimo to nie odpuszczałem. Na ostatnim podbiegu spokojnie pnę się w górę. A na killerze rura ile się dało. Mocno już zmęczony delikatnie spowalniam, by zachować choć troszkę energii na finisz. Mijając ostatni zakręt przełączam się na tryb finisz i gwałtownie przyspieszam – jak zawsze zakończenie było mocne.
Na mecie wszyscy już tylko na mnie czekają. Biorę kilka łyków herbaty i próbuję wyrównać rozszalałe tętno. Rozmawiamy jeszcze przez chwilę.
Kolejny bieg, który dostarczył myślę nam wszystkim mnóstwo radości i fajnej pozytywnej energii na kolejne tygodnie.