V Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich 4/6 – zmęczenie z uśmiechem
Jak zwykle bardzo szybko przeleciał miesiąc i mamy już styczeń, a co za tym idzie kolejny, 4 już bieg z cyklu Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich. Klasycznie zjadłem owsiankę z bananem i już po 9 wsiadałem do tramwaju jadącego w kierunku Piątkowa. Dojechałem na pętlę przed godziną 10, gdzie czekała już na mnie ekipa w nieco innym składzie. Do biegu dołączyła Ulka, dla której będzie to pierwsze biegowe spotkanie z górkami. Jedzie z nami też Julka i Artur, który zadeklarował się porobić zdjęcia.
Na miejscu lądujemy po 10 i prosto z parkingu kierujemy się po odbiór numerów startowych. W biurze zawodów jak zawsze dużo się dzieje, choć kolejka po odbiór numerków i chipów posuwa się bardzo sprawnie. Chwilę później wracamy na parking, przypinamy numerki i startujemy z rozgrzewką. Ostatnio przypomniałem sobie jak fajnie można się rozgrzać korzystając ze skakanki. Nie pamiętam kiedy ostatnio na niej skakałem, myślę że można to policzyć w latach. Ale to chyba jest jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Dziewicza Góra w pełnej gotowości czeka na godzinę zero, a dokładnie na 11:00, kiedy to wystartuje pierwszy z głównych biegów na dystansie 5 km.
fot. Artur Janecki
Chwilę przed startem dołączamy się do wspólnej rozgrzewki prowadzonej przez Clinicproject, podczas której jeszcze bardziej się rozgrzewamy i przygotowujemy nasze ciało to dużej intensywności. Bo choć pętla na Dziewiczej Górze ma tylko 5 km to wszyscy, którzy choć raz wystartowali w tym biegu potwierdzą, że potrafi nieźle dać w kość. Oczywiście jest też druga strona medalu, która dostarcza nam niesamowitych wrażeń i mnóstwo endorfin.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Po dobrej rozgrzewce, moja ekipa z uśmiechem na twarzach rusza do boju.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Chwilę po starcie biegu na 5 km rozpoczynamy kolejną rozgrzewkę dla wszystkich startujących na podwójnej pętli jak i dla niesamowitych kijkarzy. Ja mam to szczęście, że za każdym razem korzystam z dobrodziejstwa rozgrzewki podwójnie. A teraz cała prawda o tym dlaczego tak naprawdę biegamy. Rozgrzani do czerwoności odpalamy nasze silniki o niewyobrażalnej mocy i wytrzymałości i mkniemy w las.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Tym razem ustawiłem się bliżej startu, ale to chyba nie było najlepszym pomysłem. Bo po chwil i tak musiałem zwolnić, gdyż tempo było zdecydowanie dla mnie za mocne. Także przed dobiegnięciem to pierwszego wzniesienia na trasie wyrównałem trochę oddech, a później ruszyłem mocniej już własnym rytmem. Podczas, gdy zmagam się z najdłuższym podbiegiem na trasie, prowadzącym na szczyt Dziewiczej Góry, moja ekipa jest już na ostatnim kilometrze trasy zaliczając przy tym energiczne piątki. Sebastian tak zasuwa, że zając ledwie może go dogonić.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Seba jako pierwszy wbiega na metę. Minutę później Zygmunt, z tuż za nim największy dzik – Adam. Jest też i Ulka, nasza debiutantka – brawo.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Gdy ekipa odpoczywa grzejąc się przy ognisku i popijając herbatę Julka i ja mijamy linię mety. Ale to nie koniec, to dopiero pierwsza pętla za nami. Myśl, że mam jeszcze raz przebiec tą samą trasę nie jest łatwa i chwilami troszkę przeszkadza w skupieniu się, ale za to po biegu daje dużą satysfakcję.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Dopiero teraz zaczyna się dla mnie prawdziwa walka ze zmęczeniem, które z każdym kolejnym krokiem, każdą kolejną górką mocno się nasila. Ale w głębi duszy uwielbiam tą walkę, to właśnie ona daje mi niezłego kopa do działania. Mijając 4 kilometr bardzo się cieszę – to już końcówka. Ale tuż za zakrętem czeka mnie jeszcze spory podbieg więc trzeba jeszcze trochę powalczyć. A później single trackiem wprost do killera i rura w dół z siłą grawitacji. No i klasycznie mocny finisz, czasem to bardzo boli, ale chyba inaczej nie potrafię.
fot. Artur Janecki
Chwilę po mnie na metę wpada skupiona na finiszu Julka. Teraz jesteśmy w komplecie.
fot. Artur Janecki
fot. Artur Janecki
Kolejny bieg, który dostarczył niezłą porcję endorfin. Ulka zakosztowała górek i chyba bardzo jej się to spodobało. Dziękujemy Dziewicza Góra 🙂