V Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich 1/6 – wolność i siła

Szybko przeleciał ten rok i mamy już kolejną – V edycję Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich. Można powiedzieć, że był to mój pierwszy sezon startowy jeśli chodzi o bieganie. Biegi na Dziewiczej Górze były super wstępem do mojej nowej pasji – biegów górskich, która tak naprawdę dopiero zaczyna się małymi kroczkami (a może nie tak małymi) rozwijać.
W pracy uchodzę za osobę wciągającą innych do sekty – polegającej na ruszeniu tyłków. Tym razem miałem nieco ułatwione zadanie – szef opłacił karnet startowy. Dlatego też dość szybko zebrałem fajną ekipę, która zapisała się na cały cykl. Doświadczenie z poprzedniego roku podpowiadało mi, że 5 km na Dziewiczej Górze jest naprawdę sporym wyzwaniem dla ludzi nie biegających w terenie. Doskonale pamiętam ile kosztowało mnie potu dobiegnięcie do mety po tej pięknej, ale jakże wymagającej trasie. Sam jednak postanowiłem spróbować swych sił na dwóch pętlach (10 km).
Pierwszy start przypadał w dniu moich urodziny, kumpel Dominik również miał tego dnia urodziny i podobnie jak ja, chciał spędzić je mierząc się z trasą na Dziewiczej Górze.
Wstaliśmy z dziewczynami, zjedliśmy śniadanie i w drogę – kierunek Dziewicza Góra. Na miejscu byłem już umówiony z całą ekipą z pracy. Przyjechała też kibicować moja mama i brat (także miał dzisiaj urodziny) z dziewczyną. Zapowiada się niezła impreza 🙂
Nasze docelowe miejsce już czeka, ja będę zmierzał dzisiaj w tym kierunku dwukrotnie – łatwo nie będzie.
Maja poszła z Anią na drugie śniadanie, a ja w tym czasie odebrałem chip i numer startowy. Wstrzeliłem się pięknie w bezkolejkowe okno 🙂
Chwilę później pojawiła się reszta ekipy już z numerami startowymi. Zaliczyliśmy jeszcze toaletę, do której jak zawsze była niezła kolejka. Po tym ruszyliśmy w stronę lasu rozgrzać się. Po krótkim czasie dołączył do nas Dominik. Teraz tworzyliśmy naprawdę mocną ekipę.
Adam miał problem z rozgrzaniem nóg, więc jako dobry kumpel trochę mu w tym pomogłem. Od razu chłopak poczuł, że żyje.
Tuż przed startem udaliśmy się na dodatkową rozgrzewkę prowadzoną przez organizatora.
Za chwilę rusza moje ekipa z pracy, a ja startuję 15 min później.
Patrząc na to co wcina Maja, zapowiada się z niej niezła biegaczka ultra. Podobnie jak mój kolega Marek, który kręci niezłe wyniki na ultra zajadając kabanosy i żółty ser. Maja żółty ser też uwielbia 🙂 Zatem za kilka lat, jak poczujecie podczas biegu silny powiew wiatru to pewnie będzie to Maja – nasz mały dzik.
Czekając na swój start zaliczam drugą rozgrzewkę z ekipą czarnych. Kwadrans przeleciał w oka mgnieniu i już stajemy na linii startu czekając na sygnał organizatora. Ja jak zwykle zabezpieczam tyły. Z przodu mocna ekipa ruszyła bardzo szybko do przodu, ja zacząłem spokojnie czekając na pierwsze górki. Tuż za nami czekali już kijkarze na swój start – ruszają 2 minuty po nas.
Gdy ja ruszałem, moja ekipa walcząca na piątkę była już w połowie trasy. Szymon ostro wystrzelił do przodu, lecz pozostała część teamu nie pozwoliła mu za bardzo uciec. Jest też Patrycja – jedyna odważna z naszej firmy. Stwierdzenie „trasa bardzo wymagająca z licznymi podbiegami…” w żaden sposób jej nie odstraszyło.
Pierwszy na mecie pojawia się Szymon – jednak nie dał się dogonić pozostałym. Tuż za nim wpada Seba, krótko po nich Dominik i reszta ekipy.
Ja w tym czasie zmierzałem w stronę drugiego – ciężkiego podbiegu. Jest zdecydowanie krótszy od pierwszego, ale potrafi dać w kość. Na podbiegu nie szalałem, biegłem spokojnie, chwilami przechodziłem w szybki marsz. Po 28 minutach od startu mijam po raz pierwszy linię mety – jeszcze jedna pętla. Choć czułem już troszkę zmęczenie, to widzę spory postęp patrząc na poprzedni sezon na Dziewiczej Górze.
Na drugiej pętli pomimo narastającego zmęczenia staram się przyspieszyć. Na ostatnim podbiegu zachowawczo, a potem rura w stronę killera – ciężkiego zbiegu. Zbiegam ostro i jeszcze tylko kilkaset metrów i meta. Przyspieszam jeszcze bardziej chociaż jest bardzo ciężko.
Tuż przed ostatnią prostą jak zwykle daje z siebie wszystko – włączam tryb sprinterski. Mijam kilka osób i gonię biegacza, który zbliża się do mety. Zauważa mnie i też ostro przyspiesza i nagle chłopaki z Adamem na czele wyskakują z szampanem tuż przed metą. Odruchowo robię unik, ale i tak jestem cały mokry – kolega, z którym się ścigałem, też chyba trochę dostał 🙂
To był piękny, pełen emocji i zaskoczenia finisz. Dzięki Roman z numerem 69 za piękną walkę i gratuluję – wpadłeś na metę dobrą nogą jako pierwszy. No i oczywiście dzięki chłopaki za fajną niespodziankę na finiszu – tego się kompletnie nie spodziewałem.
Nieźle się zaczyna tegoroczna edycja biegów na Dziewiczej Górze. Piękna pogoda, dobra energia bijąca zarówno od super ludzi, jak i prosto z natury. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze dużo pracy przede mną, ale widzę znaczący postęp w stosunku do poprzedniej edycji. Byłem w stanie utrzymać najlepsze tempo z poprzedniego sezonu, a przecież zaliczałem dwie pętle. Także jak na pierwszy start jestem bardzo zadowolony. Ćwiczenia w Body Work i regularne treningi na Cytadeli z Natural Born Runners dużo mi dały. Sporo się nauczyłem i uczę na każdym treningu od moich kolegów, którzy są lata świetlne przede mną. Ale trenować z nimi to dla mnie mega przyjemność i zaszczyt.
Poza tym moja ekipa także super się spisała, pomimo ciężkiej trasy dali sobie świetnie radę. Jestem z Was dumny.
W tym sezonie będziemy układać mapę tej przepięknej trasy. A Maja już się szykuje i wszystkim pokaże 🙂
Dziękuję wszystkim, którzy byli tu ze mną w tym pięknym dniu.